Nie milknie zamieszanie wokół "sekstaśmy" Cezarego Pazury. Wprawdzie szantażujący go Tomasz J. został już osądzony i uznany winnym zarzucanych mu czynów, jednak nadal nie wiadomo, co właściwie zawierało nagranie. Jak twierdzi tygodnik Wprost, szantażysta zgłosił się do redakcji, proponując kupno taśmy, na której rzekomo można było zobaczyć aktora "z dwiema kobietami i jednym mężczyzną".
W odpowiedzi Pazura ogłosił, że jest "prześladowany za wiarę" i zapowiedział pozwanie tygodnika, chociaż nie do końca wiadomo za co. Jego zamiarów nie zrozumie także dziennikarka, która przeprowadziła z nim wywiad.
Nadal nie została wyjaśniona też kwestia 8 tysięcy, które Pazura zapłacił szantażyście, zanim nasłał na niego partol Krzysztofa Rutkowskiego.
Po co wydał taką sumę na nagranie, które, według jego sumienia i pamięci, nie zawierało kompromitujących treści?
Ten właśnie aspekt próbuje na swoim profilu na Facebooku naświetlić żona, a zarazem agentka Czarka, Edyta Pazura. Zapewnia, że 8 tysięcy nie było ceną odkupu taśmy, lecz... prawa do jej zobaczenia. A kiedy aktor zorientował się, że jest całkiem niewinne, wezwał na pomoc Rutkowskiego.
Jeśli do mnie zadzwoniłby jakiś przygłup i zażądał 35 tysięcy za jakiś materiał, a 8 tysięcy za zobaczenie go, to też bym mu zapłaciła. A może to zdjęcie mojego zadka? A może to nagie zdjęcie z garderoby w MOIM DOMU, które mi zrobiono 7 lat temu z drzewa naprzeciwko. Mąż musiał zobaczyć materiał, który miał rzekomo go skompromitować.
Rozmawiała z Czarkiem o tym wideo, więc pewnie wie, co mówi.
Wy też zapłacilibyście 8 tysięcy?