Wkrótce w sądzie II instancji rozpocznie się na nowo proces Katarzyny W., skazanej już na 25 lat więzienia za zabicie półrocznej córki. Apelacje od wyroku złożyły obie strony. Obrońca Katarzyny, mec Arkadiusz Ludwiczek nadal ma żal do sądu za to, że nie powołał biegłego w sprawie "laryngospazmu", zaś prokurator Zbigniew Grześkowiak uznał, że zasądzona kara jest zbyt niska.
W rozmowie z Faktem sugeruje delikatnie, by Ludwiczek nie wygłupiał się z laryngospazmem, gdyż fakty są niepodważalne.
Dziecko upadło w odległości około 150 centymetrów, więc w świetle praw fizyki raczej nie ma możliwości, by upadające przypadkiem niemowlę pokonało taką odległość! - ujawnia prokurator. W naszej ocenie prawdopodobnie zatem rzuciła dzieckiem, które pokonało w powietrzu odległość od sypialni do dużego pokoju. Zgodnie z ustaleniami sądu 24 stycznia 2012 r. Katarzyna W. pod pretekstem, że nie zabrała wystarczającej ilości pieluch, zawróciła do domu. Tam rozebrała dziecko z zimowego kombinezonu (wiemy to, bo inne ślady i zabrudzenia były na kombinezonie, a inne na śpioszkach), stanęła na progu a raczej wysokim podeście pomiędzy pokojami, który jest najwyższym punktem w mieszkaniu i prawdopodobnie rzuciła Madzię. Dziewczynka pokonała w powietrzu około 150 centymetrów!
Prokuratura jest przekonana, że doszło do morderstwa z premedytacją.
W ocenie sądu ona chciała ją zabić. Dlatego zatkała jej (ręką?, poduszką? torbą foliową? kocykiem? to wie tylko ona sama) nosek i usta - komentuje w Fakcie. Po kilku minutach dziecko zmarło, a ona ubrała je w kombinezon. Z ciałem córki w wózku wyszła z domu i zaczęła dzwonić do brata i męża, by wytłumaczyć spóźnienie.
Zobacz też: Adwokat Waśniewskiej napisał 125 STRON APELACJI!