Za kilka tygodni w Sądzie Apelacyjnym rozpocznie się drugi proces Katarzyny W., skazanej za zamordowanie półrocznej córki Magdy na 25 lat więzienia. Apelację złożyły obie strony. Reprezentujący skazaną mec. Arkadiusz Ludwiczek nadal oficjalnie zapewnia, że liczy na wyrok uniewinniający. Prokurator Zbigniew Grześkowiak uważa zaś, że sąd pierwszej instancji wydał zbyt łagodny wyrok. Jego zdaniem w przypadku osób o osobowości dyssocjalnej, nazywanej do niedawna psychopatyczną, istnieje duże prawdopodobieństwo, że dalej będą popełniały przestępstwa i w przypadku matki Madzi zachodzi taka obawa. Domagać się będzie dożywocia.
Pokazała jasno, że normy społeczne i przepisy ma za nic. Obecnie nie ma wykształcenia, zawodu, majątku. Potrafi za to kłamać i oszukiwać. W ocenie biegłych, jest zdemoralizowana oraz niebezpieczna dla społeczeństwa, jest wysoce prawdopodobne, że w przyszłości wróci na drogę przestępstwa, a jednocześnie nie ma obecnie sposobu na jej skuteczną resocjalizację. Powinna zatem w ocenie prokuratury resztę życia albo przynajmniej znaczną jego część spędzić za kratami - wyjaśnia Grześkowiak w obszernej rozmowie z Faktem. Zgodnie z ustaleniami Sądu ona z premedytacją zaplanowała zabójstwo własnej bezbronnej córki, w szczegółach i bez wahania zrealizowała swój makabryczny plan, świadomie wciągnęła do niego inne osoby, na które zrzuciła winę - wiedząc jakie mogą ponieść konsekwencje. (…) Po ujawnieniu jej czynu nie wykazała żadnej skruchy czy chęci podporządkowania się przepisom i normom społecznym. Przeciwnie, była butna, zachowywała się w sposób bulwersujący społeczeństwo. Uchylała się od obowiązków nałożonych przez Sąd, choć ten był dla niej wyjątkowo łagodny, zastosował dozór policji, a nie - jak zazwyczaj w sprawach o zabójstwo – areszt. (…) Niemal natychmiast związała się z krakowskim półświatkiem, pracowała w nocnym klubie przedstawiając dane ze skradzionych dokumentów, ignorowała wezwania prokuratury, a w końcu uciekła i ukrywała się przed organami ścigania, mieszkając w wynajętej na rok na nazwisko innej osoby chatce na Podlasiu.
Jak pisaliśmy wczoraj, prokuratura nie ma wątpliwości co do przebiegu zdarzeń, które doprowadziły do śmierci półrocznego dziecka. Dowody wskazują, że matka rzuciła nim przez cały pokój, a ponieważ, wbrew jej nadziejom, przeżyło, dusiła je przez kilka minut. Potem ubrała martwe dziecko w kombinezon i z ciałem córki wyszła z domu, dzwoniąc do męża i brata, chcąc wytłumaczyć spóźnienie.
Rozmawiali o zwykłych sprawach - relacjonuje prokurator. Zakupach, planowanej imprezie, o tym, kiedy dojedzie na miejsce, że musiała wrócić po pieluszki. Zdaniem biegłych laryngospazm, w wyniku którego faktycznie może dojść do nagłej śmierci dziecka - takie przypadki zdarzają się głównie po intubacji na sali operacyjnej, gdy dojdzie do podrażnienia krtani ciałem obcym - powoduje zgon tylko wtedy, gdy jego wynikiem jest podrażnienie nerwów i natychmiastowe zatrzymanie akcji serca. Nie występuje wtedy narastający w czasie obrzęk mózgu i rozdęcie płuc, bo te objawy wymagają czasu i powstają tylko za życia. Poza tym laryngospazm nie pojawia się ot tak i nie znika bez jakichkolwiek śladów. By do niego doszło, konieczne są pewne uwarunkowania, które można wykryć w badaniu. Dlatego ta wersja jest w ocenie biegłych nieprawdopodobna, zaś Sąd podzielił tę opinię.
Prokurator Grześkowiak przyznaje, że składając wniosek o powtórny proces, rzuca się trochę na głęboką wodę. Uważa jednak, że w tym przypadku warto walczyć o dożywocie:
To będzie samodzielna decyzja niezawisłego sądu - wyjaśnia. Sąd szczegółowo oceni całość materiału dowodowego i zasadność argumentów podniesionych w apelacjach obu stron. Może tak się nawet stać że sąd uchyli wyrok albo zmniejszy orzeczoną karę. Minimum to 8 lat, wtedy Katarzyna W. na szansę wyjść warunkowo po 4 latach, czyli właściwie za niecałe 3 lata. Zdaniem prokuratury powinna jednak, mówiąc kolokwialnie, "dostać dożywocie".