Od kilku miesięcy w polskich mediach toczy się dyskusja dotycząca gender - czyli, mówiąc po polsku, płci kulturowej. W badaniach na całym świecie ta kategoria naukowa obecna jest od 40 lat, w Polsce stała się niestety tematem kłótni polityków i księży.
Meryl Streep, która w ubiegłym tygodniu otrzymała 18. już nominację do Oscara za rolę w filmie Sierpień w hrabstwie Osage, udzieliła Gazecie Wyborczej wywiadu promującego tę produkcję. Opowiadała również o dyskryminacji kobiet w przemyśle filmowym. Do dzisiaj tylko jedna kobieta, Katheryn Bigelow, zdobyła Nagrodę Akademii w kategorii "Najlepszy Reżyser", a ich ogólna liczba to około 9%.
Przeprowadzająca wywiad dziennikarka opowiedziała aktorce o trwającej w Polsce "krucjacie". Zaskoczona Streep odpowiedziała:
- Nie gadaj? Myślałam, że po latach komunizmu dogoniliście już Zachód w sensie społeczno-kulturowym - mówiła zdziwiona gwiazda. No cóż, jako - jak to nazwałaś - ikona gender mogę powiedzieć jedynie, że ta krucjata skazana jest na porażkę.
- Pomyślałam, że może wygłosiłaby pani w tej sprawie jakieś krótkie przemówienie na zakończenie? - zachęciła dziennikarka.
- Spróbuję. Domyślam się, że na tę krucjatę wyruszyli głównie mężczyźni, więc powiem tak: Panowie, okłamujecie się tak samo jak talibowie. Wyobraźcie sobie siebie jako drużynę sportową i rozejrzyjcie się. W pierwszym składzie macie religijnych ekstremistów. Czy naprawdę chcecie grać w tym klubie? Przyjrzyjcie się światu i kierunkowi, w którym ewoluuje. Czy naprawdę myślicie, że możecie to zatrzymać?! Przeszłość umiera w bólach, a stary porządek nie chce się poddać bez walki. Rozumiem to, ale z radością zawiadamiam was, że reprezentujecie przegraną sprawę. Równość jest wielkim marzeniem i przyszłością tego świata. Jesteśmy różni - kobiety i mężczyźni, heterycy i geje, czarni i biali - ale wszyscy powinniśmy mieć równe szanse wyrażania siebie i bycia sobą. Równe szanse w pracy, miłości i swojej własnej drodze do szczęścia. Panowie, tracicie władzę, a wasze stare zasady odchodzą w niebyt. Goodbye!