Prince zawsze uchodził za niezwykle skrytego i ekscentrycznego muzyka. Teraz przygotowuje się do wydania pierwszej od czterech lat płyty. Z tej okazji postanowił... pozwać swoich fanów.
Jak donosi The Guardian, prawnicy 56-letniego gwiazdora wystosowali pozew przeciwko 22 internautom, którzy udostępniali na swoich kontach tzw. bootlegi, czyli amatorskie nagrania z koncertów. Jest to powszechna praktyka, akceptowana przez artystów na całym świecie. Autorzy nagrań nie tylko nie czerpią z tego żadnych korzyści - robią to bowiem z miłości do twórczości swoich idoli - ale i pilnują, żeby nie znalazły się na nich piosenki dotychczas niewydane oficjalnie na płytach. Bootlegów nie można sprzedawać, są to amatorskie nagrania, którymi można się jedynie wymieniać.
21-stronicowy pozew został złożony w sądzie w San Francisco. Mierzący 157 cm Prince nie zna nawet prawdziwych imion i nazwisk fanów, z którymi chce się sądzić - większość z nich występuje jedynie pod nickami. Od każdego żąda po milion dolarów, co daje łączną, astronomiczną w tym kontekście sumę 22 milionów dolarów, czyli około 70 milionów złotych. To mniej więcej tyle, ile łączny koszt odszkodowań dla 270 bliskich ofiar katastrofy pod Smoleńskiej.
Fani Prince'a są oburzeni i wystraszeni. Bootlegi udostępniane były na stworzonych przez nich stronach, zrzeszających miłośników jego twórczości. Nie rozumieją, dlaczego ich ukochany artysta zachował się w ten sposób.
Prince zostanie zapamiętany jako twórca najpiękniejszych piosenek i człowiek nienawidzący swoich fanów - napisał jeden z nich.