Smutna wiadomość dotarła do nas wczoraj po południu zza oceanu. Philip Seymour Hoffman, wielokrotnie nagradzany amerykański aktor, został znaleziony martwy w swoim nowojorskim mieszkaniu. Osierocił wieloletnią partnerkę, Mimi O'Donnell oraz trójkę ich dzieci.
46-latek miał znajdować się w łazience, z igłą wbitą w ramię. Od lat zmagał się z uzależnieniem od narkotyków, jednak jak twierdzą osoby z jego otoczenia, przez 23 lata był czysty. Do nałogu wrócił w 2012 roku, w maju 2012 trafił na ostatni odwyk. W jego mieszkaniu policja znalazła dziesięć przezroczystych woreczków strunowych, każdy podpisany. W dwóch znaleziono heroinę, pozostałe były puste.
Media za oceanem przypominają, że laureat Oscara za rolę Trumana Capote w ostatnich miesiącach wyglądał coraz gorzej, a jego bliscy niepokoili się o jego zdrowie domyślając się, że znów jest w heroinowym ciągu.
Autopsja, która pomoże ustalić dokładną przyczynę śmierci Hoffmana, została zaplanowana na dzisiaj.