Kuchenne Rewolucje budzą spore kontrowersje w zasadzie od pierwszej edycji. Niestety, nie chodzi tylko o chamstwo i wulgaryzmy Magdy Gessler, ale nieetyczne zachowanie całej produkcji programu. Oszukani restauratorzy wystąpili już nawet na drogę sądową. Zobacz: Będzie ZBIOROWY POZEW przeciwko Gessler!
Kolejnym poszkodowanym jest Tomasz Kozibąk z Lędzin, który miał nadzieję, że TVN i Gessler pomogą mu w prowadzeniu biznesu. Niestety, zamiast tego musiał... jeść spleśniałe ogórki.
- "Kuchenne rewolucje" to był jeden wielki czeski film. Nikt nie wiedział, co się wokół dzieje. Przyjechali na pięć dni, wykorzystali nas jak małpki i zrobili sobie naszym kosztem cyrk wyemitowany w telewizji - mówi w rozmowie z Serwisem Lokalnym. Zaczęło się od tego, że Magda Gessler miała być około południa, później dowiedzieliśmy się, że będzie wieczorem, a przyjechała dopiero o 20. Weszła i od razu zaczęła z krzykiem wymyślać umeblowanie, o płytkach, że z wyprzedaży, itp. Była wulgarna, skakała po tych naszych lożach, piszczała i krzyczała. Nie wszystko pokazali w telewizji. Nie pokazywali rzeczy kompromitujących Magdę Gessler. Podała nam przepis na gołąbki, a później nas opieprzyła, że się rozwalają. Ja jej powiedziałem: pani Magdo, ale to jest według pani przepisu. Tego nie było w programie. Zupełnie też inaczej było z tą galaretą, z roladami, ze skręconą kostką kelnerki. Długo by wymieniać.
- Jej zachowanie to była jedyna rzecz o której w telewizji nie kłamią: ona rzeczywiście jest taka chamska, jak ją pokazują. I mówię to z pełną premedytacją - dodaje oszukany restaurator. Wcześniej jeszcze myślałem, że wiadomo, przed kamerami pokrzyczy i tak dalej, ale poza kamerami będzie można z nią normalnie porozmawiać. Nie dało się, nie było z nią kontaktu prywatnie. Ja próbowałem i moi pracownicy próbowali - nic z tego. Dodam jeszcze, że umowa którą zawarliśmy zabraniała nagrywania nam jej wizyty innymi urządzeniami, niż kamery TVN-u. Myślę, że bali się po prostu procesów sądowych.
- Co szczególnie utkwiło ci w pamięci?
Jak kazała nam wpierać ogórki.* Zostały one kupione tego samego dnia w sklepie niedaleko restauracji. Ja miałem jakiś zgniły ogórek i wyrzuciłem go do śmietnika. Ona kazała mi go wyjąć, wypłukać i zjeść. Inaczej odejdzie i nie będzie rewolucji.
Dodajmy, że mimo "promocji" w telewizji restauracja zbankrutowała.