Rok temu tygodnik Wprost ujawnił przekręty, których dopuszczał się Jakub Śpiewak, szef Fundacji Kid Protect. Jej celami statutowymi była ochrona najmłodszych przed zagrożeniami w Internecie, na realizację których środki pozyskiwano m.in. w ramach namawiania ludzi do odpisywania 1% podatku. Tymczasem okazało się, że jej prezes ma słabość do "szpanerskich", markowych ubrań, alkoholi oraz podróży. Śpiewak tłumaczył się "niefrasobliwością" i obiecywał "odkupienie win". Zobacz: Kwaśniewska o Śpiewaku: "Tłumaczenie jest ŚMIESZNE!"
Śledztwo w tej sprawie prowadzone było od listopada 2012 roku. Proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się wczoraj. Śpiewak chciał poddać się karze dobrowolnie - jego obrońca proponował karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat, grzywnę oraz częściową naprawę szkody przez wpłatę w ratach 250 tys. zł na rzecz Fundacji i dla jej wierzycieli. Sąd nie zgodził się na rozwiązanie korzystne dla oszusta. Jak sugerowali dziś dziennikarze TVN24, może oznaczać to, że podejrzewa, iż Śpiewak w rzeczywistości ukradł jeszcze więcej, niż do tej pory wykazano. A w takiej sytuacji odbyć musi się cały proces, żeby móc te podejrzenia zweryfikować.
Prezes "ze słabością do luksusów" tłumaczył przed sądem, że część wydatków, których dokonał niezgodnie z prawem, była usprawiedliwiona i znów kajał się publicznie:
Działalność fundacji to 10 lat mojego życia, byłem przekonany, że to będzie dzieło mojego życia. Ten czas pokazał, że marny ze mnie menedżer; że umiem wymyślać kampanie społeczne, ale nie umiem zarządzać. Dopadła mnie próżność i pycha, okazałem się podatny na pokusę.
Śpiewak bronił się, mówiąc, że mógł okradać Fundację w jeszcze sprytniejszy sposób:
Gdybym zatrudnił się na umowę o pracę w Fundacji i wyznaczyłbym sobie pensję rzędu 5 tysięcy złotych, to przez te 10 lat zarobiłbym 600 tysięcy, a zarzut dotyczy 413 tysięcy.
Śpiewak w rozmowie z dziennikarzami wyznał, że pracuje dorywczo i z tych środków chciałby spłacić wierzycieli. Grozi mu do 10 lat więzienia.