Na prezentacji jesiennej ramówki TVP w zeszłym roku, podczas konferencji prasowej Edyta Górniak, której właśnie udało się wyciągnąć 200 tysięcy z abonamentu, postanowiła skomplementować nowego pracodawcę. Pochwaliła publicznie serial Czas honoru. Producenci uznali, że nie zaszkodzi zaoferować jej za to gościnnej roli. A właściwie rólki. I o to rozbił się cały pomysł.
Miała biec przez most i wrzucić do rzeki list - potwierdza w rozmowie z Faktem osoba z produkcji serialu. Była bardzo rozczarowana, bo liczyła na większą rolę, gdzie mogłaby się chociaż odezwać.
Ostatecznie piosenkarka poczuła się tak dotknięta, że nie doceniono jej talentu aktorskiego, że obraziła się na producentów. Z pewnością cieniem na ich wzajemnych relacjach położył się fakt, że były narzeczony artystki, Robert Kozyra, dostał wcześniej znacznie ważniejszą rolę, a przecież też nie jest zawodowym aktorem.
Na jej życzenie dodano do tego jakieś dialogi, ale wtedy Edyta niespodziewanie powiedziała, że musi najpierw obejrzeć wszystkie odcinki serialu, by się dobrze przygotować i wczuć w rolę - dodaje osoba z produkcji.
W tej sytuacji producenci uznali, że nie mają z nią o czym rozmawiać.