Znany rysownik Marek Raczkowski zaskoczył rok temu serią wyznań o swoich pasjach - seksie z prostytutkami i braniu narkotyków. Przyznał, że wprawdzie musi płacić za seks, ale bardzo to lubi i poleca innym:
Bywam w burdelach. Pokaż mi kogoś, kto nie był. Częściej i chętniej zapraszam prostytutki do domu. Są wspaniałe, że uszczęśliwiają ludzi takich jak ja. Co one takiego złego robią? Dzięki nim mój mózg produkuje substancje, które sprawią, że mniej wydam na narkotyki.
Zachwalał też prostytucję jako dobry sposób dla młodych dziewczyn na odłożenie 60 tysięcy dolarów:
Ja przeważnie mam dziewczyny z Ukrainy, zajebiste laski - gdyby jakiś kolega szukał żony, natychmiast bym mu którąś z nich polecił. Jedna z nich ma 29 lat i odłożonych już 60 tysięcy dolarów. Bardzo chce rozkręcić ze mną jakiś biznes. Dla mnie to są bohaterki. Kobiety, które same, ciężką pracą budują sobie przyszłość i dostatek.
Tomasz Lis zaprosił w tym tygodniu Marka, by opowiedział o narkotykach w Newsweeku. Zrobiono z tego temat numeru. Raczkowski wyznaje, że zaprosił do domu znajomego narkomana i pomaga mu w odwyku. Opowiada też o swoich doświadczeniach z narkotykami. Poleca czytelnikom marihuanę, kokainę i LSD. Odradza heroinę.
Raczkowski zaczyna od opowieści, jak wiele lat temu zawiózł wziętemu do wojska koledze heroinę. Kolega później przedawkował i umarł. Marek wspomina też, że podniecił go widok naćpanych, nieprzytomnych dziewczyn:
- Moi wszyscy najbliżsi przyjaciele w szkole średniej walili w żyłę, tak jak dzisiaj pali się trawkę. Mój najlepszy przyjaciel umarł z powodu heroiny. Chociaż dzięki heroinie wyciągnęliśmy go z wojska, zawożąc mu narkotyki. (...) Po maturze wzięli go do wojska, do normalnej zasadniczej służby. Postanowiliśmy z kolegą go stamtąd wyciągnąć. To była moja jedyna wizyta w prawdziwej ówczesnej fabryce heroiny. Jakieś duże mieszkanie, wszedłem i zacząłem przeżywać chore emocje erotyczne, ponieważ tam na tapczanach leżały piękne dziewczyny, półprzytomne, w dziwnych pozach. (...) Kupiliśmy heroinę dla kolegi i szybko do pociągu, żeby się nie zepsuła, trzeba było ją bardzo szybko dowieźć. Pojechaliśmy gdzieś na drugi koniec Polski. On sobie dał w żyłę w toalecie i natychmiast opuścił wojsko.
- Jako narkoman.
- Taka była wtedy przepustka na wolność z wojska.
Mama kolegi, który umarł, na pewno jest mu za to wdzięczna.
- Sam bierzesz narkotyki, kokainę, palisz marihuanę... - mówi Piotr Najsztub.
- No to są w ogóle różne światy! Tego, że ja sobie wciągnę kreskę, tak jak wiele znanych osobistości ze świata mediów, polityki itd. nie należy porównywać z tragediami, z jakimi obecnie się mierzę [znajomi uzależnieni od heroiny].
Raczkowski namawia też w Newsweeku do brania LSD. Tłumaczy, że wprawdzie podróże bywają pasjonujące, ale po narkotykach widoki są jeszcze lepsze:
- Oczywiście to, że taki stan można osiągnąć, czerpać z samej sztuki, nie znaczy, że nie można tego jeszcze bardziej podkręcić. Jest taki cudowny narkotyk jak LSD, o którym w ogóle się nie mówi, bo go nie ma, a to jest coś cudownego i nie uzależnia. I nie żałuję, że po prostu sobie nurkowałem pod wpływem tego narkotyku, ponieważ to, co widziałem... Ktoś powie: "Ale idziemy w góry, patrzymy na jakieś piękne przepaście i szczyty, po co jeszcze do tego LSD?". Ja na to: ale będzie jeszcze lepiej, jeszcze fajniej, na chwilę, to jest jakieś nienasycenie nieustanne. I to nie chodzi o wypełnienie pustki, tylko o...
- O dodanie pełni - dopowiada Najsztub.
- O jakieś przelanie wszystkiego... Chyba mógłbym narobić szkody, mówiąc o tym w ten sposób.
No coś ty Marek, nie robisz żadnej szkody. Paru czytelników Newsweeka, którzy cenią sobie twoją opinię, spróbuje po prostu LSD i kokainy.
Raczkowski obraził się tylko na pytanie, czy... imponuje mu Charlie Sheen, o którym wspomniał z podziwem:
- Mówiliśmy o śmierci Seymoura, ale jest jeszcze Charlie Sheen! To jest dopiero ciekawa postawa! Człowiek, który otwarcie mówi o ćpaniu kokainy. To już zupełnie co innego.
- On ci imponuje?
- Nie wiem, czy jestem osobą, którą należy pytać, czy ktoś mi imponuje. To jest pytanie, po którym czuję się lekko...
- Dotknięty...
- Może dotknięty nie, bo nie jestem człowiekiem, którego można dotknąć. Ale pytanie, czy ktoś mi imponuje, uważam za niestosowne.