Radość Moniki Jaruzelskiej z pojednania rodziców okazała się przedwczesna. Wprawdzie udało jej się nakłonić mamę, by z ugotowaną zupą odwiedziła w szpitalu 91-letniego męża, jednak dla Barbary Jaruzelskiej nie miało to wielkiego znaczenia.
Nie wzruszyła jej też okładka Wprostu, na której Monika obiecuje, że rozwodu nie będzie, a w wywiadzie żali się, że "ktoś chce ośmieszyć i podzielić jej rodzinę".
Monika mnie namówiła, żebym pojechała do szpitala. Mówi, że nie chce mieć rozbitej rodziny - komentuje żona komunisty w rozmowie z Super Expressem. Ugotowałam mu zupę i pojechałyśmy na Szaserów. Tam zapytałam męża, czy podpisze mi rozwód, ale nie był w ogóle skory do rozmowy na ten temat. Trudno. Jest na mnie pewnie obrażony. Leży w szpitalu jak kłoda, źle się czuje, ma straszne bóle.
Niestety, stan zdrowia Jaruzelskiego nie wpłynął na zmianę decyzji żony. Nadal ma do niego żal o romans z gosposią, którą podejrzewa też o wyciąganie od niego pieniędzy oraz podkradanie alkoholu. Rozgoryczona żona unikała z tego powodu wizyt w szpitalu. Zmieniła zdanie tylko dlatego, że córka wytoczyła najcięższe argumenty. Próbowała wzbudzić w niej poczucie winy:
Powiedziała, że jak on umrze, to ja sobie nie daruję, że nie byłam po jego ostatniej operacji w szpitalu - wyznaje w rozmowie z tabloidem Barbara Jaruzelska. Zdania w sprawie rozwodu jednak nie zmieniła.