Hubert Urbański upatrzył sobie zegarek w jednej z galerii handlowych. Ponieważ nadal nie jest nigdzie zatrudniony, ma teraz dużo czasu na chodzenie po sklepach i wybieranie. Niestety, kiedy sprzedawca podał cenę wybranego zegarka (ponad 11 tysięcy złotych), Urbański zrezygnował.
Poszedł więc do supermarketu zrobić zwykłe zakupy, po czym stanął w kolejce do kasy pierwszeństwa. Super Express już wietrzy w tym skandal, skandalu jednak nie ma. Każdy może zapłacić w kasie pierwszeństwa, ale jeśli tylko pojawi się przy niej kobieta w ciąży albo osoba niepełnosprawna wszyscy stojący w kolejce mają obowiązek ją przepuścić.
Na parkingu podziemnym czekało na Urbańskiego jego ukochane Porsche - pamiątka po lepszych czasach. Które prawdopodobnie wrócą, jakoś nie wyobrażamy sobie, żeby Hubert Urbański klepał w przyszłości biedę. Życzymy mu zresztą stokroć lepiej niż Tomkowi Kammelowi.