W toczącej się od grudnia zeszłego roku sprawie przeciwko kochankom Katarzyny Waśniewskiej, oskarżonych o pomoc w ucieczce osobie ściganej listem gończym, miało wczoraj dość do przełomu. Wszyscy liczyli na to, że decydujące w sprawie okażą się zeznania dzieciobójczyni, odpowiadającej na pytania sądu z Aresztu Śledczego w Katowicach.
Na ekranie w sali rozpraw w Białymstoku pojawiła się starannie wystylizowana, z włosami upiętymi w kucyk i dyskretnym makijażem. Widać było, że długo przygotowywała się do wideokonferencji. Nie zdradziła jednak niczego istotnego. Jak zapewniała, z pedofilem Krzysztofem P. pseudonim "Dandi" łączyła ja jedynie "luźna znajomość", zaś drugiego oskarżonego, z którym spędziła miesiąc w Turośni, udając jego żonę, w ogóle nie znała.
O Marcinie nic nie wiem i on też mnie o nic nie pytał - zeznała Waśniewska. Z Krzysztofem często rozmawialiśmy, ale na stopie koleżeńskiej.
Jak się okazało, Katarzynie wyleciało z pamięci, kto wynajął kryjówkę na Podlasiu i czyj był to pomysł. Tłumaczyła sądowi, że był to najgorętszy okres w jej życiu i z nerwów wszystko zapomniała.
Wyrok zapadnie 18 lutego. Za pomoc w ucieczce mężczyznom grozi po 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata.