Były uczestnik jednego z "popularnych reality show", po przeczytaniu naszych ostatnich artykułów o Frytce, postanowił opisać nam, jak w jego przypadku wyglądał udział w takim programie. Potwierdza wszystko to, o czym pisaliśmy - reality show nie mają nic wspólnego z "reality". To kiepskie seriale obsadzone wykorzystywanymi amatorami, a wiele wydarzeń i romansów jest w nich wyreżyserowanych i opłaconych (wielu uczestników robi wszystko, co się im każe za darmo, więc producenci mogą oszczędzić).
Sprawę będziemy kontynuować, zgłaszają się kolejni uczestnicy reality show. Dochodzą do nas informacje, że niektórzy z nich od dłuższego czasu nosili się z zamiarem pozwania producentów tych programów.
Warto zaznaczyć, że wolne od podejrzeń są same stacje TV, w donosach złość byłych uczestników reality show skupia się na producentach. Być może szefowie TV, przeczuwając problemy prawne i kontrowersje, na kilka lat zawiesili produkcję tych programów.
Warto też uciąć spekulację na temat Tańca z gwiazdami, Gwiazdy tańcza na lodzie i Jak ONI śpiewają - żaden z docierających donosów nie dotyczy tych programów.
Jako były uczestnik jednego z popularniejszych reality show absolutnie potwierdzam, że przytłaczająca większość wydarzeń była dokładnie wyreżyserowana. Ba! nawet tematy "normalnych" rozmów pomiędzy uczestnikami były często podpowiadane przez reżyserów - wspomina nasz informator. Wyniki głosowania telewidzów mają oczywiście wpływ na decyzje producentów odnośnie losów i pozostawienia lub nie danej osoby w programie (bo w końcu jest to bardzo miarodajne badanie popularności) więc określiłbym je jako czynnik "doradczy". Natomiast ostateczne decyzje wynikają ze strategii opracowanej w scenariuszu programu. Często sami uczestnicy wiedzą już kilka dni wcześniej, że ich dni są policzone. Ja w każdym razie wiedziałem.
To co się dzieje "za kulisami", czyli wszelkie prywatne kontakty pomiędzy uczestnikami a osobami z ekipy produkcyjnej to temat na "świetną" książkę. Dziwię się, że jeszcze nikt nie zabrał się za te historie [No, właśnie się zabieramy].
Można by pomyśleć, że uczestnicy w trakcie swojego pobytu w programie są maksymalnie zdesperowani, a przez co skłonni pójść na wszelką "współpracę" z panami reżyserami, producentami i prowadzącymi. Ja natomiast zaobserwowałem nieco inną prawidłowość. Mimo ewidentnych prób wpływania na swoje losy, zachowywali jednak czujność i starali/-ły się robić to dyskretnie. Oczywiście, jak łatwo się domyśleć, ich starania na niewiele się zdawały i dość szybko rozczarowani zostali usuwani. I wtedy właśnie rozpoczynał się właściwy etap "ataku" na ekipę produkcyjną. Bo kiedy stało się jasne, że nagrody nie będzie, że z samej popularności niewiele wynika (głownie odpowiadanie na identyczne pytania i rozdawanie autografów w centrach handlowych), a nie ma do czego wracać (bo przecież uczestnikami zostają głównie desperaci i nieudacznicy) jedyną szansa wydawało się załapanie się do innej produkcji lub chociaż zdobycie odpowiednich kontaktów - a to mogli zapewnić wyłącznie panowie decydenci...
To temat rzeka. Ale, o ile wiem, to nikomu nie wyszło takie działanie na zdrowie. Nikt nie zrobił w ten sposób kariery, nikt nie zarobił znaczących pieniędzy. A propos pieniędzy - sądzę, że jeśli w ogóle, to kasa dla uczestników za zrobienie czegoś podbijającego oglądalność, mogła pojawić się wyłącznie w produkcjach ... [usunięte - do wiadomości redakcji]. W programach innych stacji i innych producentów wykorzystywane było naturalne "parcie na szkło" oraz naiwność i głupota uczestników. Po co marnować kasę skoro w wyniku dość prostej manipulacji można mieć darmowych aktorów?
Kolejną bardzo interesującą kwestią było wprowadzanie nowych ludzi w trakcie trwania programu. A także zasady pojawiania się tych, a nie innych gości, gwiazd etc. Powiedzmy sobie wprost: wszystko jest biznesem. Biznesem przynoszącym konkretne zyski kilku bardzo konkretnym osobom: właścicielowi firmy produkcyjnej, prezesowi firmy, managerowi... To oni dogadują się pomiędzy sobą odnośnie danej produkcji, dzielą pomiędzy siebie zadania i wpływy. Elementów spontanicznych, czyli "reality" jest tu naprawdę niewiele lub nawet wcale!
Jest to wszystko bardzo przykre (przede wszystkim dla uczestników wierzących, że na ekshibicjoniźmie własnej nicości można zbudować karierę), przygnębiające (dla czujnych obserwatorów) i potencjalnie zaskakujące dla telewidzów (którzy chyba nawet jeśli czegoś się domyślają to i tak to "łykają").