Fatalne w skutkach spotkanie Dody z Agnieszką Szulim w chorzowskiej toalecie przypomniało podobną historię Moniki Jarosińskiej. Na początku stycznia 2011 roku została ona zaatakowana przez Rabczewską, która według jej zeznań życzyła jej, żeby "zdechła na białaczkę" i oskarżała o "ruchanie się z Radkiem". Pobiła ją i podrapała, a także wyrwała sporą kępę włosów. Na dowód aktorka wysłała nam obdukcję, którą wówczas wykonała.
Jarosińska chciała, żeby Doda była za swoją napaść ścigana z powództwa karnego - sprawę musiał zbadać więc prokurator, który miał następnie orzec, czy istnieją podstawy do wniesienia przez niego oskarżenia. Zdecydował jednak, że przesłanki te są niewystarczające i, chociaż działanie Rabczewskiej określono jako "przestępstwo" oraz "występek", poszkodowana powinna sama ciągać ją po sądach, czyli wystąpić z oskarżeniem prywatnym. Tak, jak zrobiła to Szulim.
Po niekorzystnej dla siebie decyzji prokuratury Jarosińska się na to jednak nie zdecydowała. Teraz wyjaśnia, dlaczego:
Sąd orzekł, że to, co mnie spotkało, było "występkiem" oraz "przestępstwem". Dlaczego nie walczyłam dalej? Po prostu nie miałam siły, bo byłam pozostawiona w tym dramacie sama sobie... Ocenę pozostawiam Wam - napisała na swoim profilu i załączyła decyzję prokuratury, w której czytamy m.in., iż "występek ten jest przestępstwem ściganym z oskarżenia prywatnego" oraz że "pokrzywdzonej przysługuje prawo złożenia aktu oskarżenia bezpośrednio do sądu".
Tymczasem Doda oskarża Szulim o "manipulację i skarżenie się do Faktu". Szulim z kolei stwierdziła, że następne spotkanie z Rabczewską odbędzie się w sądzie i odmówiła dalszych komentarzy. Zobacz: "Szulim NASKARŻYŁA NA MNIE do Faktu! To MANIPULACJA I KŁAMSTWA!"