31-letnia Izabella C. z pewnością zapisze się w historii polskiego sądownictwa. W połowie grudnia spowodowała głośny na cały kraj wypadek - wjechała do przejścia podziemnego przy warszawskiej Rotundzie, gdzie "zaparkowała" swojego luksusowego mercedesa. Miała promil alkoholu we krwi. Nie zabiła nikogo tylko przypadkiem - zatłoczonym zwykle przejściem podziemnym przechodził kiedyś prawie każdy warszawiak.
Podczas rozprawy w sądzie pijaczka była oburzona faktem odebrania jej paszportu i zakazem opuszczania kraju. Jak argumentowała, decyzja ta była "trochę nienormalna" i "mocno kolidowała z jej planami świątecznymi". Niespodziewanie poszkodowaną w całej sprawie okazała się również zupełnie niezwiązana z przestępstwem prawniczka, mecenas Izabela Chmielewska, która "różni się" od oskarżonej jedną literą w imieniu. Zobacz: Radczyni prawna MA KŁOPOTY PRZEZ PIJACZKĘ Izabellę C.!
Adwokat Izabelli C. na pierwszej rozprawie wnioskował o poddanie jego klientki badaniom psychiatrycznym. Do tego czasu miała meldować się na komisariacie dwa razy w tygodniu, nie mogła również wyjeżdżać z kraju. Dzisiaj sąd bliski był oddania jej paszportu - w zamian za kaucję - jednak ostatecznie zdecydował o utrzymaniu w mocy wcześniejszej decyzji. Przy okazji na sali sądowej doszło do dość komicznej wymiany zdań.
Reprezentujący C. mec. Witold Kabański wnioskował o kaucję w wysokości 10 tysięcy złotych. Jego mocodawczyni, która spóźniła się na rozprawę stwierdziła jednak, że nie wie, czy będzie w stanie zdobyć taką kwotę:
- Dlaczego się pani spóźniła? - spytał sędzia Arkadiusz Tomczak.
- Od kilku tygodni mam duży problem z zamówieniem taksówki i wyjściem z domu - tłumaczyła.
- Czy popiera pani stanowisko swojego obrońcy?
- No ja nie wiem, ja nie mam środków do życia. Nie mam pieniędzy. Mam tylko tyle, ile da mi mąż, który mnie wspiera. Ja nie mam gdzie żyć.
- Nie ma pani stałego miejsca zamieszkania?
- Mieszkam w skandalicznych warunkach - odparła podejrzana.
Jak przypomina Gazeta Wyborcza, owe "skandaliczne warunki" to mieszkanie wynajmowane w apartamentowcu.
Dodajmy jeszcze, że z obowiązku meldowania się na komisariacie dwa razy w tygodniu oskarżona wywiązała się tylko cztery razy w ciągu ponad dwóch miesięcy.
Do sądu "nie mająca gdzie mieszkać" oskarżona przyszła w szpilkach od Louboutina oraz torebką z jednego z najdroższych warszawskich butików... Widocznie była w nim właśnie na zakupach.
Butik na Moliera 2 był mocno promowany w serialu Miłość na bogato. Jak widać, reklama odniosła skutek.