Jak już pisaliśmy, dwa tygodnie temu, dokładnie w walentynki, warszawski sąd orzekł rozwód Olgi i Wojciecha Fibaków. Olga niemal rok czekała na odzyskanie wolności. Jej maż jej tego nie ułatwiał. Ominął trzy pierwsze rozprawy, pojawił się dopiero na czwartej. Na szczęście wtedy już poszło błyskawicznie. Jak informowały tabloidy, rozprawa trwała zaledwie 20 minut. Zobacz: Fibakowie rozwiedli się w tajemnicy! W WALENTYNKI!
Z czasem wyszło na jaw, dlaczego Oldze się tak spieszyło. Nie chodziło tylko o ujawnienie równoległej działalności "towarzysko-binesowej" Fibaka. W ich małżeństwie od dawna się "nie układało".
Już kilka lat temu Olga wynajęła prywatnego detektywa, który miał zebrać dowody zdrad, których dopuszczał się mąż - potwierdza w rozmowie z tygodnikiem Na żywo osoba z jej otoczenia. Materiały, jakie miała otrzymać, były wstrząsające i utwierdziły ją w przekonaniu, ze czas zakończyć związek.
Jak informuje tabloid, w międzyczasie w jej życiu pojawił się nowy mężczyzna, pianista Marek Bracha.
Nie przeszkadza jej, że jest od niej o 11 lat młodszy. Ostatecznie będąc przez 14 lat żoną starszego o 23 lat "playboya", przywykła do różnicy wieku. Większym problemem wydaje się logistyka. Bracha podróżuje bowiem po całym świecie. Potrafi w ciągu tygodnia zagrać koncert w USA, Chinach i Japonii. To trochę utrudnia związek.
Olga jednak nie martwi się tym na zapas. Fortuna Fibaków szacowany jest na... 150 milionów złotych. Para miała rozdzielność majątkową, wiec nie wiadomo dokładnie, ile z tej sumy przypadnie Oldze. Powinno jednak wystarczyć na dostatnie życie i towarzyszenie nowemu przyjacielowi w podróżach.
Czy o to chodziło od początku?