33-letni Justin Jedlica stał się znany dzięki uzależnieniu od operacji plastycznych. Zdjęcia "Żywego Kena" pojawiały się w sieci od kilkunastu miesięcy, ale dopiero niedawny odcinek serialu dokumentalnego My Strange Addiction rzucił nieco światła na jego niebezpieczne "hobby".
Im dziwniejsza operacja, tym lepiej. Łamanie norm to świetna zabawa! - wyjaśnia pochodzący z Nowego Jorku Justin, którego rodzice mają słowackie korzenie. Założył nawet własną stronę internetową, na której wyjaśnia, dlaczego chce upodobnić się do Kena. A zaczęło się od zbyt dużego, jego zdaniem, nosa, który zoperował w wieku 18 lat:
Mój nos przykuwał zdecydowanie zbyt dużo uwagi. Uważałem, że jest ogromny! - tłumaczy. Później poszło już szybko: po pięciu (!) korektach nosa przyszedł czas na... implanty pośladków, implanty różnych mięśni ciała (na plecach, ramionach czy łydkach) oraz liczne ingerencje w twarz, takie jak wypełnienia policzków, kwas hialuronowy w ustach, botoks czy korekta linii szczęki. Łącznie ponad 140 różnych zabiegów, które kosztowały 170 tysięcy dolarów, czyli ponad pół miliona złotych!
Dlaczego miałbym przestać? - dziwi się. Nie chcę ćwiczyć, żeby uzyskać takie ciało. Ćwiczenia w ogóle nie są ekscytujące, ani nie wyglądają ładnie.
Psychologowie nie mają oczywiście wątpliwości, że Jedlica cierpi na poważne zaburzenia postrzegania własnego ciała, on jednak twierdzi, że twardo stąpa po ziemi:
Jestem przystojnym facetem, zawsze taki byłem. No, od czasu operacji nosa - precyzuje. Jestem zadowolony, kiedy patrzę w lustro.
Zobaczcie, jak wyglądał przed operacjami. Jak sądzicie, co czeka go za 5-10 lat?