O kulisach wyborów "najpiękniejszych" od lat krążą legendy. Dotyczą przede wszystkim dodatkowych "umiejętności", którymi musiały wykazać się kandydatki startujące w tego typu konkursach. Najczęściej miały po prostu uprawiać seks ze sponsorami i jurorami, a w zamian - zająć wysokie miejsce.
Najsłynniejszy świadek koronny w Polsce, Jarosław "Masa" Sokołowski w wywiadzie dla Super Expressu opowiada o tym, jak w latach 90-tych wyglądały tego typu wybory.
- To nie tajemnica, że w latach 90. "Pruszków" kontrolował firmę organizującą Miss Polski. I kandydatki, które chciały wygrać, wejść do finału, miały obowiązek właścicieli zadowalać - tłumaczy w rozmowie z tabloidem.
- Oczywiście, że tak.
- Protestowały?
- Nieliczne. Pamiętam, że jedna była przekonana, że trafiła do finału tylko za urodę. Zrobiła awanturę w mediach. Popisano o tym, ale nikogo to nie obeszło. Dziewczyny startujące na miss łatwiej się bajerowało niż prostytutki. Misski, podobnie jak zatrudniane przeze mnie później barmanki, pchały się do tego. Wiedziały, że to daje pieniądze, kariery.
Kluczem do korony Miss Polski oczywiście była uroda, ale to spośród ładnych dziewczyny wybierano tę, która godziła się na warunki gangsterów.
- Wybory miss zawsze ustawiano?
- Niekiedy wygrywały najładniejsze, ale z tych, które akceptowały warunki**.**
"Masa", choć sam ma sporo na sumieniu stwierdza, że należałoby zakazać organizowania tego rodzaju konkursów albo lepiej je nadzorować, bo niewiele się przez te dwadzieścia lat zmieniło.
-Myśli pan, że dziś wybory miss też tak mogą wyglądać?
- No, a po co robi się wybory miss?! To jest męskie. Albo trzeba by tego zakazać, albo sprawować jakiś nadzór, żeby wyglądało inaczej. Jak się ma pieniądze i chce się "popukać" nieco lepsze dziewczyny, to się robi wybory miss.
_
_