Joanna Moro uchodzi za "czarnego konia" 14. edycji Tańca z gwiazdami. Aktorce tak bardzo zależy na zwycięstwie, że przekonała producentów, by dali jej do pary Rafała Maseraka. Początkowo, po awanturze z udziałem policji na toruńskim osiedlu, nie mieli zamiaru zapraszać go do programu. Moro jednak okazała się dla tancerza wyrozumiała. Zwłaszcza że, podobnie jak on, ma za sobą wpadkę wizerunkową, która omal nie kosztowała ją kariery. Mowa oczywiście o żenującym występie w Opoulu. Po nieudolnej próbie wykonania Człowieczego losu odwrócili się od niej najwierniejsi fani i stało się jasne, że płyty z utworami Anny German w jej aranżacji raczej nikt nie kupi.
Moro uznała więc, że mogą z Maserakiem pomóc sobie wzajemnie. No i rzeczywiście dobrze im idzie. Jak potwierdzają znajomi tancerza, wrócił do programu "głodny sukcesu" i cieszy się, że ma do pary tak ambitną zawodniczkę. Nie obyło się jednak bez przykrości. Jak ujawniła niedawno dyrektor programowa Polsatu Nina Terentiew, Moro jako jedyna z uczestników upiera się przy podwójnych próbach i zmusza swojego partnera do najbardziej wyczerpujących treningów. Ten wysiłek odbił się na jej zdrowiu. Jak informuje Fakt, u aktorki doszło do przesunięcia kręgu.
Teraz odwiedza kręgarza, korzysta także z masaży, bo ma problemy z kręgosłupem, narzeka też na obolałe mięśnie i brak sił witalnych - informuje tabloid. Nie jest przyzwyczajona do takiego wysiłku.
Jak sugeruje tabloid, jeśli Joanna nie opanuje trochę swojej ambicji, może skończyć się na tym, że odejdzie z powodu kontuzji, jak to już nieraz zdarzało się w historii programu.