Maja Sablewska zanim stała się celebrytką pozującą na bankietach, zarabiała jako "menadżerka gwiazd". W pewnym momencie uwierzyła, że sama jest popularniejsza od swoich klientek i bardziej niż na ich karierach, zaczęła się skupiać na własnej. Marina Łuczenko, która także była pod "opieką" ambitnej menadżerki nie przebierała w słowach, opisując, jak została potraktowana. Przypomnijmy: Marina też atakuje Maję: "WIELE ZOSTAŁO SPIERDOLONE!"
Teraz na jaw wychodzą kolejne szczegóły działalności Sablewskiej. W czasach, gdy sukcesy zaczął odnosić Michał Szpak, miało dojść do podpisania kontraktu między nim a Majką. Na szczęście dla piosenkarza do zawarcia umowy nie doszło, o czym opowiada w najnowszym magazynie Manager Plus:
Systematycznie kontaktowałem się z wieloma managerami. Trafiłem również na kontakt do Mai Sablewskiej, która wówczas faktycznie odrzuciła moją propozycję - mówi. Prawdą jest również to, że w późniejszym okresie mogłem z nią pracować, lecz już nie chciałem. Propozycję dostałem w trakcie trwania programu, jednak warunki które miały być mi narzucone były dla mnie prawdę mówiąc niedorzeczne. Odmówiłem i jak się niewiele później okazało - słusznie, gdyż Maja zakończyła swoją managerską działalność.
Co prawda Michał Szpak nie mówi wprost o tym, czego wymagała od niego Majka, ale można się domyślić, że chciała na nim sporo zarobić:
Nie obowiązuje mnie tajemnica, ale też nie będę się nad tym rozwodził. Powiem jedynie tyle, że zapiski, które znalazły się w umowie były wyrwane z kosmosu i dla mnie nie do spełnienia - dodaje.
Na szczęście niczego nie podpisał. Pudelek dobrze radzi gwiazdom uważać na takie menedżerko-"przyjaciółki".