Wczorajszy odcinek show Gwiazdy tańczą na lodzie oszczędził nam skandalicznych dialogów z udziałem Dody, choć zdaje się, że nieco podsycił plotki o jakimś iskrzeniu między nią a Igorem Kryszałowiczem. "Królowa" była wyjątkowo nonszalancka, co okazała już na początku, witając się z widzami z nogami na stole i w dodatku w rozkroku. Po zakupie Porsche (choć złośliwi sugerują, że wzięła je w leasing), zrobiła się jeszcze bardziej pewna siebie.
Na pytanie, czy identyfikuje się z muzyką rockową, Doda odpowiedziała, że owszem, "seks, drugs and rock'n'roll pełną piersią". Wypowiedź zakończyła, tradycyjnie już, charakterystycznym chichotem, który zawsze daje nam do myślenia, gdzie kończy się gra, a zaczyna bolesna prawda o głupocie. W ten czuły punkt musiał uderzyć wspomniany już Kryszałowicz, który stwierdził: Jestem w szoku, że Doda mogła mieć świadectwo z czerwonym paskiem. Po krótkiej wymianie zdań Doda ze słodkim uśmiechem obiecała Igorowi, że rozmówi się z nim za kulisami "i ten czerwony pasek będzie miał wiadomo gdzie". Kryszałowicz powiedział tylko: Liczę na to, co miało zapewne podsycić plotki o sympatii jaką darzy się tych dwoje. Cóż, po orzeczeniu Komisji Etyki TVP producenci Gwiazdy tańczą na lodzie musieli zacząć się bardziej starać walcząc o oglądalność. Teksty o "ciągnięciu fleta" nie są już mile widziane na antenie.
Ach, zapomnielibyśmy, tam ktoś jeszcze jeździ na łyżwach. Zatem najlepiej wypadł Rafał Mroczek odziany w czarny lateks i pióra (!). Zaskoczeniem było też zagrożenie świetnej Katarzyny Glinki, ale ostatecznie to Anna Popek pożegnała się z programem. Za tydzień śledzimy półfinał i szukamy podejrzanych śladów na ciele Igora Kryszałowicza. Radzimy - darujcie sobie oglądanie tej kaszany. Pudelek zrobi to za was.