Jak już pisaliśmy, "generał amoroso" jak czule nazywa męża Barbara Jaruzelska, ze strachu przed żoną i tym, że spełni swoje rozwodowe groźby, postanowił na razie nie wracać do domu. Gdy personel szpitala na Szaserów dał mu do zrozumienia, że potrzebuje łóżek dla naprawdę chorych pacjentów, komunista w przyspieszonym trybie załatwił sobie sanatorium w Busku-Zdroju, gdzie spędził minione tygodnie. Jak informuje Fakt, jego pobyt zakończył się wczoraj.
Jednak generał z ośrodka udał się nie do domu, lecz... z powrotem do szpitala na Szaserów.
Kto płaci za zabawy rodziny Jaruzelskich? Miejmy nadzieję, że ich córka-celebrytka a nie podatnicy? Personel placówki idzie w zaparte, że zaistniały okoliczności zdrowotne, wymuszające ponowną hospitalizację.
U Wojciecha Jaruzelskiego wystąpiły pewne problemy, którymi należy się zająć w szpitalu - tłumaczy w rozmowie z Super Expressem rzecznik szpitala płk. Grzegorz Kade. Generał jest przy tym ciągle osłabiony.
Może brakuje mu troskliwej opieki gosposi? Od tego zresztą zaczęły się jego problemy. Na początku tego roku żona komunisty ogłosiła w tabloidzie, że ich gosposia jest kobietą niemoralną, która dała się przyłapać na "wkładaniu głowy pod kołdrę" Jaruzelskiego i przytulała się do jego nóg... Zobacz: Jaruzelska: "Opiekunka wkładała głowę pod kołdrę męża"
Na sugestie córki, Moniki, że matka ma już swoje lata i dużo jej się myli, Jaruzelska zaapelowała z godnością, by nie robić z niej wariatki, bo wie, co widziała.
Od tamtej pory rozwód wisi na włosku. Znajomi mają nadzieję, że do tego nie dojdzie, zwłaszcza, gdy żona komunisty przekalkuluje sobie, że wskutek rozwodu straci mężowską emeryturę wynoszącą 6 tysięcy złotych miesięcznie. Podobno skłania się ku temu, by jednak poczekać aż sprawa rozwiąże się naturalnie, czyli... gdy generał amoroso umrze. Jaruzelski na razie woli nie pokazywać się jej na oczy.