Nick Lachey, który w tym tygodniu świętuje premierę swojego nowego albumu, ma podobno coraz więcej niezapłaconych rachunków. Źródła donoszą, że aby utrzymać się na powierzchni, potrzebuje pieniędzy swojej byłej żony Jessiki Simpson.
Magazyn Star publikuje analizę, w której dowodzi, że kalifornijskie prawo rozwodowe może rzeczywiście sprzyjać Nickowi. Zgodnie z nim, wszystko co Lachey i Simpson zarobili wspólnie jako małżeństwo, musi zostać po rozwodzie równo podzielone między nimi.
Warto dodać, że Jessica podpisała w tym czasie kontrakty na okrągłą sumkę 20 milionów dolarów. Połowa z tego należałaby się więc Nickowi, o ile szybko podpisze on ugodę rozwodową. Piosenkarz licząc na pieniądze żony kupił już sobie nawet nową posiadłość w Bel Air za 5 milionów dolarów. Jak wyznał jego znajomy magazynowi Star:
On naprawdę żyje ponad stan.
Nick boi się, że pieniądze Jessiki mogą zostać pochłonięte przez koszty sądowe. To właśnie dlatego może zdecydować się na jednorazową wypłatę 40% majątku seksownej piosenkarki.
Jak dodaje specjalista sądowy, o którego opinię także zapytał magazyn, niezwykle istotna jest data separacji. Nick twierdzi, że było to 13 grudnia, a Jessika że 23 listopada. A gra toczy się o połowę z 850 tysięcy dolarów, które Jessika zarobiła po tej dacie.
Star dementuje także informację, jakoby cała fortuna Jessiki wynosiła 100 milionów dolarów:
Ona jest warta jakieś 35 milionów, ale i tak jest to ogromna suma w porównaniu z 3 milionami Nicka.