Trzy tygodnie temu Maciej Maleńczuk zagrzewał Polaków w Newsweeku do walki o Krym. Zachęcał ich, by jechali tam jako "żywe tarcze". Zdaje się, że nie było wielu chętnyc. więc muzyk postanowił powtórzyć apel w Fakcie.
Jak zwykle deklaruje, że "dla Polski może zginąć", tylko nikt nie chce go zabić.
Ja już mogę. Jestem starym człowiekiem. Tylko że niestety starzy żołnierze nie umierają. Giną zawsze ci młodzi. Dobra, można spierdalać, ale jest to niehonorowe - ocenia w wywiadzie. Gdyby Polacy nie byli patriotami, to by tego kraju już nie było. Polacy są ludźmi, którym nie da się nic wmówić. Myśmy nigdy do końca nie stali się komunistami. I nawet jeśli ktoś obecnie z nostalgią popiera tamten system i mówi „komuno wróć”, to bredzi i najzwyczajniej w świecie jest pijany. Za tamtych czasów wszyscy chcieli z tego kraju uciekać. Teraz być może ktoś też wyjeżdża, ale wszystkich, których spotkałem na Wyspach Brytyjskich, dręczy maksymalna tęsknota za krajem.
Muzyk po raz kolejny podkreśla, że nie jest rusofobem. A utwór Vladimir"powstał z winy Putina, a nie jego.
"Vladimir" dudnił mi w głowie jeszcze przed olimpiadą w Soczi - tłumaczy Maleńczuk. Myślałem, że może tam się Putin wydurni, coś nie wyjdzie. Potem pojechaliśmy do Białegostoku. Tam jest taka knajpa, że o każdej porze dnia i nocy leci Żanna Biczewska. I śpiewa takie tęskne pieśni. Wyciągnąłem z tego esencję: „Ni ch...” i pomyślałem sobie, że to są właśnie te relacje, które mnie łączą z Vladimirem, który – umówmy się – też jest człowiekiem. Można mu więc spojrzeć w oczy i powiedzieć „ni ch...”. I o to tu chodzi. Absolutnie nie jestem rusofobem. Mnie się nic nie zradykalizowało. To Władimirowi się zradykalizowało. Jestem rusofilem. Zawsze miałem słabość do bojowych pieśni i uważałem, że mężczyźni powinni pisać pieśni zagrzewające do walki.