Monika Richardson Zamachowska postanowiła iść w ślady innych gwiazd i zdecydowała się na kameralny ślub bez tłumów, kamer i fotoreporterów. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie spróbowała czegoś na nim ugrać. Załatwiła sobie okładkę Vivy, na której ogłasza, że przyjęła nazwisko swojego nowego męża.
Pamiętam, jak któregoś dnia - od rana dyskutowaliśmy o przygotowaniach do tego ślubu – zapytałam Zbyszka: A co sądzisz, kochanie, żebym była Zamachowska? Oniemiał, a po kilku sekundach zaczął się śmiać z niedowierzaniem: Naprawdę?! Jezu… to byłoby fantastyczne! - opowiada na łamach magazynu. Chyba go zaskoczyłam. Nigdy wcześniej żadna kobieta nie używała jego nazwiska i myślę, że było mu z tego powodu przykro. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego. Rozczulił mnie, kiedy dodał uroczyście: Byłbym zaszczycony i naprawdę szczęśliwy. Od razu zaczął do mnie pieszczotliwie mówić: Pani Zamachowska… Mmm… brzmi cudownie. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać ze Zbyszkiem o małżeństwie, pomyślałam: może po 20 latach nadszedł czas, żeby oddać mojemu pierwszemu mężowi nazwisko, którego mi z grzeczności po rozwodzie użyczył.
Monika tłumaczy także, dlaczego na ślubie zabrakło dzieci Zamachowskiego z małżeństwa z Aleksandrą Justą. Jak twierdzi, była żona Zbyszka nie pozwoliła im na kontakty z nową kochanką ojca.
Dzieci Zbyszka nie mają zgody na kontakty ze mną i chyba przez jakiś czas to się jeszcze nie zmieni. Zbyszek rozmawiał z dziećmi, jest z nimi w kontakcie niemal codziennie, spędza z nimi weekendy. Myślę, że to była świadoma decyzja ich wszystkich – zdradza. Powiedział szczerze, że w pewnym sensie tak jest lepiej. Czułby się niekomfortowo na własnym ślubie, widząc, że jego dzieci cierpią, bo czują, że będąc z nami, sprawiają swojej mamie przykrość.
Dziennikarka opowiada także o przykrościach, jakie je spotkały ze strony mediów i opinii publicznej. Nie spodziewała się aż takiej krytyki,
Wylano na nas wiadra pomyj. Bardzo długo żyliśmy w przekonaniu, że ten związek nie przetrwa. Zresztą Zbyszek nawet nazwał do bardzo precyzyjnie: My tego nie posklejamy. Nie posklejamy naszego romansu, nie zbudujemy z niego czegoś trwałego. To się nie może udać. Kiedy w końcu podjęliśmy decyzję, poczuliśmy oboje niewyobrażalną ulgę. Odetchnęliśmy. Uznaliśmy, że mamy szansę, jedną na milion, i uczepiliśmy się tego. Kiedy ja płakałam, że dłużej tego nie wytrzymam, wystarczyło, że był obok mnie, utulił, nawet słowa były zbędne. Nie da się wszystkiego nazwać słowami, wytłumaczyć. Wiedziałam, że dla tego miłości jestem gotowa dużo zaryzykować. I bardzo dużo zaryzykowałam.
Jak twierdzi, jej kariera stanęła w miejscu. Nikt nie chciał jej zatrudnić. Dawni znajomi pracujący w show biznesie nie chcieli jej zapraszać na imprezy i nie chcieli się z nią spotykać w miejscach publicznych w obawie przed pogorszeniem swojego wizerunku.
Przez dwa lata moja kariera zawodowa stała w martwym punkcie. Dopiero teraz zaczynam odbijać się od dna – żali się. Byłam persona non grata. Byłam złodziejką męża, która zabrała dzieciom kochającego ojca, jeszcze w kapciach i z kubkiem parującej herbaty w ręku. Ludzie bali się ze mną publicznie rozmawiać. Byłam trędowata. Wokół mnie panowała zmowa milczenia – tej pani nie ma.
Oboje ze Zbyszkiem naprawdę przeszliśmy przez piekło. Co mam jeszcze może się zdarzyć? Odrzucenie, ostracyzm… wszystko już było. A jednak nawet w tych najcięższych chwilach nigdy nie doszłam do etapu depresji, nigdy nie miałam takiego doła, żeby mi się nie chciało, bo trzymała mnie nasza miłość. Wystarczy, że będziemy zdrowi, a damy radę. Naprawdę w to wierzę.