Weekend majowy nie skończył się dobrze dla Izabelli Łukomskiej-Pyżalskiej, poznańskiej bizneswoman i prezes Warty Poznań. Pyżalska, która kandyduje w wyborach do Parlamentu Europejskiego, wyjechała z mężem na kilka dni do jego rodziców, a w tym czasie ktoś okradł ich dom na poznańskim Dębcu. Łupem złodziei padła droga biżuteria. Na szczęście szybko pojawił się niezawodny Krzysztof Rutkowski.
Detektyw bez licencji obiecuje Łukomskiej-Pyżalskiej, że odzyska jej kosztowaności. Jak zapewnia w Super Expressie, wie już, jak rabusie włamali się do domu. Najpierw wyważyli zamek w furtce przy ogrodzeniu. Podbiegli do domu, wypchnęli okno na parterze i weszli do środka. Wbiegli na drugie piętro, gdzie jest sypialnia i garderoby.
Dla Rutkowskiego sprawa jest oczywista: To tam wszyscy przechowują biżuterię. Wiedzieli, po co przyszli - wyjaśnia w tabloidzie.
Okazuje się, że skradziona biżuteria warta była nie 200 ale ponad 400 tysięcy złotych. Włamywacze przed ucieczką zdążyli jeszcze zabrać dysk z nagraniem z monitoringu. Pyżalska twierdzi, że najbardziej przeżyła stratę rodzinnych pamiątek: broszki po babci i obrączki jej piątki dzieci, które zakłada się zaraz po narodzinach.
- To były dla mnie naprawdę cenne pamiątki - wyznaje w rozmowie z tabloidem.
Rutkowski zdołał już ponoć zdobyć nagrania z monitoringu innych okradzionych w tym czasie domów w Poznaniu i ma na ten temat swoją teorię.
Być może za te kradzieże odpowiada jedna szajka. Nie spocznę, póki nie oddam tych złodziei w ręce policji!
Jak myślicie, czy ta sprawa pomoże jej w wyborach do Parlamentu Europejskiego?
http://wolnapolska2.wrzuta.pl/film/3LdAatmBqYe/+tr-spotwyborczynr_2