Monika Richardsona i Zbyszek "mebel" Zamachowski wzięli "cichy ślub", o którym celebrytka obszernie opowiedziała w Vivie. Pokazywaliśmy zdjęcia ze ceremonii w pałacyku. Zobacz: ZDJĘCIA ZE ŚLUBU Zamachowskiego i Richardson! Okazuje się, że nie wszystko poszło po myśli "pani Richardson-Zamachowskiej". W ostatnim odcinku Pytania na śniadanie prezenterka żaliła się, że organizacja imprezy naraziła ją na stres.
Mam prywatną satysfakcję, że nie udało się zepsuć samej ceremonii. To wszystko dzięki właścicielom pałacu - powiedziała Monika. Sami zaproponowali, że jakaś dyskretna forma ochrony nam się przyda. Ja do końca nie wierzyłam, bo wydawało mi się, że nikomu nic nie mówiłam. Nikt z naszych gości weselnych na pewno niczego nie powiedział, że uda się, ale poinformowano nas mniej więcej dwie godziny przed ślubem, że cztery samochody zaparkowały przed parkanem.
Trochę miałam wrażenie bycia osaczoną i to nie było przyjemne uczucie, ale udało się zasłonić kotarami samą oranżerię w której odbyła się ceremonia i bardzo prosiłam gości, żeby nie wyściubiać nosa poza pałac - dodała.
W reklamującym to wydarzenie (i uroczystą zmianę nazwiska) wywiadzie Monika wyznała między innymi:
Przez dwa lata moja kariera zawodowa stała w martwym punkcie. Dopiero teraz zaczynam odbijać się od dna. Byłam persona non grata. Byłam złodziejką męża, która zabrała dzieciom kochającego ojca, jeszcze w kapciach i z kubkiem parującej herbaty w ręku. Ludzie bali się ze mną publicznie rozmawiać. Byłam trędowata.
Monika sama zadbała o wywołanie skandalu. Celowo nie wspomina o tym, że pochwaliła się w telewizji, że przed chwilą uprawiała "poranny seks" z ojcem czwórki dzieci, który niedawno porzucił dla niej żonę.
Miejmy nadzieję, że było warto. Myślicie, że uratuje karierę nowym, znanym nazwiskiem?