Pamiętacie małoletnią zbuntowaną piosenkareczkę, Avril Lavigne? To dzięki niej zapanowała moda na biało-czarne krawaty do podkoszulków i skarpetki z trupimi czaszkami. Teraz fanki Avril będą zmuszone rozejrzeć się za tanimi podróbkami Chanel, bo piosenkarka pojawiła się na pokazie tego domu mody. Odziana była co prawda na czarno, ale zdecydowanie szykowniej niż kiedyś, a na ręce zamiast pieszczochy miała bransoletkę z taaaakim logo Chanel.
Rozmawiała też z Karlem Lagerfeldem – czyżby miała reklamować markę z dwoma C? Na razie została modelką w agencji Forda – chociaż ma metr pięć w kapeluszu, to jednak zaproszono ją do współpracy. Jasne, rozumiem poprawność polityczną, ale od kiedy dotyczy ona domów mody i dóbr luksusowych? Dopóki sukienkę wartą równowartość połowy mojego mieszkania reklamuje zjawiskowo piękna modelka o klasycznych rysach i idealnych proporcjach ciała, wszystko gra. Ale plastikowa niby-punkówa, stworzona od początku do końca przez wytwórnię płytową? Darujcie. Kto będzie następny?