Pomysł zalegalizowania tzw. miękkich narkotyków od lat jest kością niezgody między partiami prawicowymi a środowiskami liberalnymi. Na tle argumentów konserwatystów, że wprawdzie nigdy nie próbowali, ale wiedzą, że złe, pozytywnie wyróżnił się głos bratanicy prezesa PiS, Marty Kaczyńskiej. Ona przynajmniej wypowiada się, bo wie o czym.
Młodość dość mocno szumiała nam w głowach - wyznała w swojej autobiograficznej książce pt. Moi Rodzice. Gdy już wróciliśmy z Warszawy do Trójmiasta, miałam kilku ekscentrycznych znajomych. Po przeżyciach z tamtego okresu mogę stwierdzić, że mam prawo wypowiadać się przeciwko różnym używkom, bo wiem, jakie mogą być ich skutki.
Córka zmarłej pary prezydenckiej nie precyzuje, o jakie używki chodzi. Super Express, przedrukowując fragmenty jej książki, sugeruje w tytule, że chodziło o narkotyki.
Jeśli wierzyć plotkom, środowisko PiS nie było zachwycone perspektywą wydania autobiografii Marty tuż przez wyborami. Politycy partii obawiali się ponoć, że Kaczyńska zdradzi tam kilka niezręcznych szczegółów. Większość wspomnień brzmi jednak niewinnie:
Rodzice podchodzili do młodzieńczych fascynacji córki z dużą pobłażliwością. Mama właściwie nie miała nic przeciwko temu, żebym chodziła w wojskowych butach - wspomina Marta. Kazała mi jedynie wyjąć agrafkę z ucha. Nie byli zachwyceni.
Zobacz też: Kaczyńska ODWOŁAŁA ROZWÓD z powodu wyborów?