Wszyscy wiemy, że polscy aktorzy bardzo słabo zarabiają. Za rolę w telenoweli dostają miesięcznie zazwyczaj tyle co "zwykły" etatowy pracownik. Ale bez przesady - nie głodują. Nie muszą wyłudzać pieniędzy od dzieci w podstawówkach. Wiele polskich "gwiazd" wybrało sobie jednak taki sposób zarobkowania. To chyba najniżej jak możne upaść artysta. Warto podkreślić - nie mamy absolutnie nic do zarzucenia znanym osobom spotykającym się z dzieciakami w szkołach. Miło jest przecież poznać osobiście kogoś, kogo zna się z telewizji. Robienie tego jednak dla pieniędzy, "taśmowo" sprawia, że takie spotkania stają się chałturą a dzieci traktowane są jak najłatwiejsza do zaspokojenia publiczność. Wystarczy właściwie tylko przyjść i wziąć od każdego po kilka złotych.
Tydzień temu pisaliśmy, że Conrado Moreno traktuje takie sytuacje wyłącznie zarobkowo, umawiając się z dziećmi, a potem odmawiając przyjścia, gdy nie zbiorą wystarczających pieniędzy (zobacz: Moreno bierze 10 zł od dziecka)
. Jego jeszcze jakoś rozumiemy - nie ma nic poza twarzą znaną z jednego programu. Wyciska z niej co się da. Ale Mateusz Damięcki? To przecież całkiem niezły aktor. Wybrał jednak podobną drogę.
Nasza czytelniczka donosi, że w jej szkole odbędzie się wkrótce kolejne spotkanie z Mateuszem. Ogłosił to sam dyrektor przez radiowęzeł. Liczba miejsc jest ograniczona, załapią się tylko ci, którzy pierwsi zapiszą się na listę. Cóż, chwyty marketingowe stosują już nawet nauczyciele na swoich najmłodszych uczniach. Spotkanie będzie oczywiście płatne.