Tomasz Stockinger nie rozpaczał długo po swojej serialowej żonie. Gdy w ubiegłym roku Agnieszka Kotulanka została odesłana na przymusowy urlop, zwierzył się tabloidom, że bez niej gra mu się znacznie lepiej. Jak twierdził, uzależniona od alkoholu aktorka, komplikowała pracę na planie i psuła wszystkim humor. Stockinger, który 4 lata temu spowodował po pijaku wypadek samochodowy i uciekł, widocznie zapomniał już, jak to jest przesadzać z alkoholem.
Ekipa Klanu okazała się cierpliwa. Producenci przez rok czekali aż Kotulanka upora się ze swoimi problemami. Niestety, nie udało się. W tej sytuacji ekipa zaprosiła aktorkę jeszcze tylko na jedno nagranie, podczas którego mają nakręcić scenę śmierci jej bohaterki.
Wydaje się, że wszyscy uznali, włącznie z nią, że dalej nie ma co ciągnąć takiej niepewności - ocenia w rozmowie z Faktem jej serialowy mąż. Ja z nią w ogóle nie rozmawiam, tak że trudno mi się wypowiadać, jak to z jej strony wygląda. Można przypuszczać, że ona też już nie ma ochoty grać. Przede wszystkim jest mi przykro, że ona nie dała rady. Miała dużo czasu, żeby jakoś uporządkować swoje sprawy. Jest mi bardzo przykro, że to tak się, niestety, skończy. Jest oczywiste, że jak ona miała te problemy, to utrudniała nam pracę, ale przede wszystkim należała do zespołu, pięknie mi się z nią grało przez lata.
Sytuacja Kotulanki jest obecnie bardzo trudna. Do jej wcześniejszych kłopotów doszły ostatnio problemy finansowe. Zobacz: Kotulanka została bez pieniędzy!