_
_
Wczoraj zmarł człowiek odpowiedzialny za wprowadzenie w Polsce stanu wojennego, Wojciech Jaruzelski. Komunistyczny generał nigdy nie został skazany i mimo wielu lat procesów nie doczekał wyroku za śmierć kilkudziesięciu (czy nawet - według niektórych źródeł - ponad stu) osób. Do końca przekonywał, że "wybrał mniejsze zło" i żalił się, że "cały ten okres był dla niego udręką, koszmarem". Symboliczna "karma" spotkała go dopiero przed samą śmiercią. Jaruzelskiego ośmieszyła publicznie jego własna żona, nazywając go "amoroso", szydząc z jego romansu z pomocą domową i informując na łamach tabloidów, że nie chce być już jego żoną. Zastanawiała się tylko, czy warto się rozwodzić tuż przed śmiercią. Okazało się, że rzeczywiście - nie warto. W tle rodzinnej awantury był oczywiście ogromny spadek. Jaruzelski był milionerem - w czasach gdy w kraju rządzili jego znajomi, udało mu się odebrać prawowitym właścicielom willę na Mokotowie, wartą dziś kilka milionów złotych.
Przed śmiercią Wojciech Jaruzelski udzielił wywiadu Newsweekowi, w którym przekonuje, że... nigdy nie był komunistą, a w Polsce nie było komunizmu. Dziennikarzowi postawił warunek, by nie publikował tej rozmowy przed jego śmiercią. Newsweek zrobił to więc nazajutrz po niej.
Oto fragment, w którym dziennikarz przypomina mu, że po wojnie "likwidował" polskich patriotów:
Newsweek: Jeszcze jako porucznik, potem kapitan brał pan udział w "likwidacji band". Tak się wtedy nazywało Polaków, którzy nie pogodzili się z nową, komunistyczną władzą narzuconą przez Sowietów.
Wojciech Jaruzelski: Chce pan, żebym posypał głowę popiołem i przyznał się do błędu? Przecież ja się już tyle razu przyznawałem do wielu błędów.
Newsweek: Do błędu komunizmu też?
Wojciech Jaruzelski: Polska nigdy nie była państwem komunistycznym.
Newsweek: Pan też nie był komunistą?
Wojciech Jaruzelski: Nie. Niezależnie od tego, co się o mnie mówi nie byłem.
_
_