W sierpniu zeszłego roku Sylwia Gruchała urodziła córkę Julię. Nie zamierzała ukrywać się z nią przed mediami. Chętnie poszła z nią nawet do telewizji. Tym razem postanowiła opowiedzieć o porodzie.
Florecistka zafundowała sobie "gwiazdorski" poród za 16 tysięcy złotych w tej samej klinice, w której rodziły m.in.: Anna Mucha i Dorota Gardias. Mimo że warunki były luksusowe, sportsmenka narzeka, że bardzo cierpiała:
Ból był potworny. Wcześniej słyszałam, że on jest silny, ale nie sądziłam, że aż tak. Dlatego też nie zdecydowałam się na znieczulenie - zdradziła w Pytaniu na śniadanie. Ja mam ogólnie wysoki próg bólu i z racji tego, że jestem sportowcem, to ból ciała nie jest dla mnie obcy. I myślałam, że sobie poradzę. Natomiast mój mąż, kiedy zobaczył, że przestałam mówić i naprawdę już źle wyglądałam, to stwierdził, że powinnam sobie zrobić znieczulenie.
Gruchała nie wymogła na mężu obecności na porodówce. Decyzję pozostawiła jemu:
Stwierdziłam, że to od niego zależy, i żeby to on podjął decyzję. Nie wymuszałam na nim. Oczywiście polecam rodzinne porody. To jest niesamowite przeżycie dla mężczyzn. Podobno nie są oni odporni na takie sytuacje, ale mogą przecież nie widzieć, mogą tylko być.