Po naszych artykułach opisujących zarobkowanie rodziny Damięckich przychodzą do nas dziesiątki maili od uczniów podstawówek i gimnazjów, którzy zostali (a przynajmniej czują się) przez nich naciągnięci. To zwykle drobne kwoty - 5, 10 zł ale płacone przez setki uczniów sumują się w tysiące złotych wywożone regularnie ze szkół.
Wzbudzający wiele kontrowersji ojciec Mateusza wyuczył go tego fachu od małego. Chcemy przy okazji przypomnieć, że robił podobno w życiu rzeczy o wiele gorsze:
Maciej Damięcki latami donosił na kolegów z kina i teatru - pisze Tomasz Butkiewicz w Dzienniku. Do końca zaprzeczał swoim kontaktom z SB. Dopiero gdy zobaczył podpisane przez siebie zobowiązanie do współpracy z bezpieką, zmienił zdanie: "Przypominam sobie. Głupio mi było się do tego przyznać."
Obecnie rodzina Damięckich zajmuje się seryjnym "objeżdżaniem" podstawówek i gimnazjów. Co tam robią? Opowiadają o sobie. Za pieniądze.
U mnie w szkole na opolszczyźnie w zeszłym roku szkolnym również był Maciej Damięcki z mamusią - wspomina nasza czytelniczka. Zażądał po 5 złotych od osoby i przez 40 minut mówił o sobie i swojej rodzinie. Pokazywał sygnet - rodzinną pamiątkę i wspominał różne sytuacje ze swojego życia. Na zakończenie spytał: "Macie jakieś pytania?" My nie zdążyliśmy nawet otworzyć ust, kiedy on powiedział: "To cześć!" Tylko przewodnicząca szkoły zdążyła poprosić wychodzącego z sali aktora o wpis do kroniki szkolnej. Wyszedł i odjechał żółtym Matizem do kolejnej szkoły.
Wszyscy byliśmy bardzo zniesmaczeni tym żenującym występem. Nastawialiśmy się na nie wiadomo co, a zostaliśmy naciągnięci. Ta rodzina nie ma żadnego szacunku dla ludzi. Dorabiają sobie, wykorzystując naiwność dzieciaków. Łatwo policzyć, że na samej mojej szkole zarobili około tysiąca złotych w 40 minut.
Rok temu u mnie w częstochowskim liceum też był Mateusz Damięcki - wspomina inna dziewczyna. 5 złotych od osoby. Opowiadał takie smutasy, że nie chciało mi się wierzyć. Mówił dużo o swojej rodzinie i o tym, że nikt mu nie pomagał w karierze [!!!]. Najlepsze było w tym, że on swój tekst mówi w każdej szkole taki sam. Słowo w słowo o tym samym opowiada.
Inna nasza czytelniczka też wspomina, że strasznie się wynudziła na Damięckim:
Za występ, który niezbyt nam się spodobał musieliśmy zapłacić po 5 złotych. Od siedzenia i słuchania tego tylko tyłek bolał. Jedynym plusem było to że nie mieliśmy lekcji.
I tak dalej i tak dalej. Nie będziemy cytowali kilkudziesięciu podobnych maili. Gratulujemy rodzinie Damięckich - wasze nazwisko kojarzy nam się coraz lepiej - współpraca z SB, donoszenie na znajomych, chałtury, rodowy sygnet i "żółty Matiz".