W głośnym wywiadzie, opublikowanym przez Gazetę Wyborczą, Justyna Kowalczyk postanowiła ujawnić skrywaną od dawna prawdę na temat swojego życia. Jak się okazało, medalistka olimpijska zmaga się od dawna z depresją i przeszła załamanie nerwowe. To rzuca trochę więcej światła na jej zagadkowe wpisy na Facebooku, które wywołały falę spekulacji na temat jej ciąży i romansu z żonatym mężczyzną. Justyna wyznała, że rzeczywiście rok temu, w maju poroniła na obozie treningowym.
Tak, byłam w ciąży, poroniłam rok temu w maju, na obozie treningowym. Na samym początku obozu - ujawnia w wywiadzie. Właśnie wtedy, gdy się szykowałam do wyprostowania swoich ścieżek. Wiadomo, że gdybym donosiła tę ciążę, dość zaawansowaną, nie wystartowałabym w Soczi. Miałam już w planie inne życie, przynajmniej na najbliższy rok.
To były przerażające i traumatyczne dni. Tak to się wszystko poplątało, że zostałam z tym sama. Nie mówiłam nic ani trenerowi, ani rodzicom, żeby ich nie martwić. Nie chciałam tego robić rodzicom. (...) Wiele osób, również będących blisko mnie, dowiedziało się o wszystkim niedługo przed wpisem na Facebooku. Wszystko od A do Z wiedziały tylko trzy osoby. A i tak ze sporym opóźnieniem. Dwie z nich nie mogły uwierzyć, że to wszystko prawda. Bo gdy patrzyły na mnie np. w telewizji, widziały inną Justynę. Robiłam swoje. Byłam wrakiem, to wtedy chciałam rzucić narty, ale uznałam, że muszę to wszystko wypłakać i dopiero potem podjąć decyzję.
- Bywasz teraz choć od czasu do czasu szczęśliwa? - pyta dziennikarz.
- Nie.
Żeby uciąć spekulacje na temat swojego stanu, Kowalczyk postanowiła udzielić jednego, i jak zaznacza, tylko jednego, szczerego wywiadu na ten temat. Nie chciała jednak uczestniczyć w zamieszaniu, które zapewne będzie następstwem tej rozmowy.
Jak informuje Fakt, zaraz po wywiadzie wsiadła w samochód i udała się z Warszawy do Ramsau na pierwsze przedsezonowe zgrupowanie.
Jak można się domyślać, wywiad dla Wyborczej Kowalczyk traktuje jako formę terapii i symboliczny koniec udawania kogoś, kim nie jest. Gdyby zależało jej na rozgłosie, poszłaby z tym do Vivy.
Trzymamy kciuki, żeby wszystko się jej ułożyło.