Coraz głośniej mówi się o tym, jak Terry Richardson, słynny "fotograf gwiazd", pracuje z modelkami. Z historii opowiadanych przez dziewczyny rysuje się obraz niebezpiecznego maniaka seksualnego, który nie zatrzyma się przed niczym, by zaspokoić się kosztem młodych dziewczyn.
Coraz więcej modelek mówi głośno o tym, co dzieje się podczas jego sesji zdjęciowych. Historie są porażające.
Zanim mogłam powiedzieć stop, Terry nie miał na sobie żadnych ubrań i bawił się największym penisem, jakiego w życiu widziałam, tak blisko mojego nagiego ciała - wspomina jedna z dziewczyn. Później kazał mi pozować na kanapie, gdzie zasugerował, żebym dotknęła jego członka. Ejakulował na moją twarz, a jego asystentka podała mi ręcznik...
Podczas innej sesji doszło do jeszcze gorszych scen:
Na początku powiedział mi, że mam się sama "zabawiać". Powiedział, że to nie porno. Jego asystentka przekonywała mnie, żebym się słuchała. Gdy nie czułam się komfortowo, podał mi aparat i powiedział, że mam mu robić zdjęcia, jak sam zabawia się ze sobą. Później robił mi zdjęcia, jak mnie dotyka. Na koniec kazał mi zrobić sobie laskę i zrobił mi zdjęcia, jak dochodzi na moją twarz.
Coraz więcej osób odmawia współpracy z fotografem. Amerykański Vogue zapowiedział już, że nie będzie go zatrudniał. Dołączyły do niego W Magazine, H&M oraz Target.
Posłuchajcie, co o współpracy z Richardsonem mówi jedna z jego byłych modelek, Anja Rubik: