Pochwaliła się tym na swoim blogu. Aktorka zwierza się, że czuje się niezręcznie dając je w ręce obcych ludzi. Dlaczego dzieli się z nami takimi przemyśleniami?
Obudziłam się o czwartej rano... za dużo bodźców, za dużo wrażeń... czas na zrobienie prania - informuje nas Ania. wrzucam kolejne części garderoby do płóciennego worka, worek na plecy i schodzę o całodobowej pralni na tej samej ulicy.
pierwszy raz kiedy oddawałam do wyprania swoje majtki komuś obcemu czułam się niesłychanie niezręcznie, ale tu publiczne pralnie wpisane są w codzienny krajobraz, ponieważ w nowojorskich mieszkaniach nie ma pralek. a jednak... porzućcie wszelką nadzieję, ci którzy tu oddajecie pranie!
moje pranie ląduje na wadze, a pan przyjmujący wypełnia kolejne fiszki... "czy życzy sobie Pani prać oddzielnie?" Chryste panie! przynoszę mu cały worek białych, czarnych, i kolorowych ciuchów... co znaczy rozdzielić pranie? "prać oddzielnie - czyli osobna pralka do prania koszul i osobna do prania spodni?!!?" - pytam nieśmiało. Oj. znam to spojrzenie! chyba się nie zrozumieliśmy...
"nie. czy życzy sobie Pani, żeby wszystko wrzucić do jednej maszyny czy rozdzielić?" podejmuje kolejne decyzje - używać wybielacza, czy nie; używać zmiękczacza czy nie; prać w gorącej, ciepłej czy zimnej wodzie, wirować czy nie, suszyć czy nie... że też nie mam wyboru czy płacić czy nie! płacę 12 dolarów i mogę odebrać pranie już po kilku godzinach.
odbieram. wszystko suche, pachnące, część wygląda na wyprasowaną, złożone w kostkę. nie mogę co prawda znaleźć jednej czerwonej skarpetki, ale wierzę, że to zwyczajowy haracz, który pralki automatycznie pobierają. stąd nazwa – "pralki automatyczne". wyprane, czyste, pachnące, no i co za efekt! zdaje się już wiem gdzie zapodziała się moja skarpetka...
cóż, zawsze mogę pójść za radą mojego znajomego - jeśli bierzesz prysznic każdego dnia – nie musisz prać...!