Apelujemy do dyrektorów szkół - jeżeli już musicie zapraszać na płatne monologi Mateusza Damięckiego i jego rodzinę, przynajmniej się potargujcie. Możecie zaoszczędzić kilka tysięcy złotych.
Przychodzą do nas setki listów od uczniów, którzy wynudzili się słuchając o życiu Mateusza Damięckiego i jego sygnecie. Naprawdę, publikując pierwszy tekst nawet nie przypuszczaliśmy na jak szeroką skalę prowadzą oni swoją działalność. Jeżdżą, gdzie się tylko da - po podstawówkach, gimnazjach i liceach. W dodatku na każdym uczniu starają się "przyciąć" jak najwięcej. Świadczy o tym fakt, że nie mają stałej stawki, z każdej szkoły próbują wyciągnąć maksymalnie dużo, wszystko zależy od talentu negocjacyjnego dyrekcji.
Są szkoły, w których uczniowie płacili po 3 zł, 4 zł, 5 zł, 6 zł, a gdzieniegdzie nawet po 10 zł. Pomnóżcie sobie to razy 600 uczniów. Pamiętajcie, że to tylko 40 minut "pracy" - dzielenia się swoimi przemyśleniami o sobie. Damięccy zdecydowanie nie doceniają tego, że młodzież w dzisiejszych czasach potrafi świetnie liczyć i domyśla się prawdziwych powodów wizyty zakochanych w sobie "gwiazdorów".
To jednak jeszcze nic. Dowiedzieliśmy się, że uczestnictwo w tych monologach jest często... przymusowe! Jak można nazwać człowieka, który jest podejrzany o to, że przez lata donosił na swoich przyjaciół komunistom (mówimy o ojcu Mateusza - Macieju Damięckim), a dziś ma odwagę występować jako autorytet przed młodzieżą i opowiadać jej o sobie, pobierając przymusowe (!) opłaty?
Jedna z naszych czytelniczek wspomina spotkanie z Mateuszem i jego ojcem bardzo źle, dokładnie podsumowując sposób w jaki opodatkowują oni uczniów:
Wiosną tego roku Damięcki odwiedził rowniez moje liceum. Tydzień po nim przyjechał do nas rownież jego tata! Widocznie nasza szkoła przynosiła duże zyski. Niestety, postawiono warunek, że na opowiadania Damięckiego musi iść każdy, poniewaz w innym przypadku on nie przyjedzie, bo nie opłaca mu się za mniejszą kwotę!
Ponieważ było to małe liceum, musieliśmy zapłacić po 5 złotych od osoby. W liceum uczy się 650 osób. Podzielono nas więc na trzy grupy, ponieważ nie zmieścilibyśmy się razem na sali gimnastycznej. [Zauważcie - jaka determinacja w walce o zysk, nie przepuścił nikomu. Zamiast jednej sali chętnych, 3 pełne sale posłanych tam przymusowo.] Jak łatwo policzyć, pan Damięcki pracował 3 razy po 40 minut, zarobił 650 razy 5zł, co daje 3250 zł. Tego dnia w naszym mieście odwiedził jeszcze PIĘĆ INNYCH SZKÓŁ, o czym sam nas poinformował.
Czy taka bezczelność jest jeszcze w ogóle śmieszna? Pomnożenie 3250 zł razy 5 pozostawiamy wam.
Podczas wizyty Mateusza rownież musieliśmy słuchać o babci i wszystkich innych perypetiach rodzinnych, sygnet takze miał swoje 5 minut! Jednak chyba najbardziej żenujacy w wykonaniu Damięckiego był angielski żart, który licealistom (!) tłumaczyl słowo w słowo na język polski. Ale nawet mimo to występ Mateusza był o niebo ciekawszy od przedstawienia jego ojca. Ten opowiadał jakies tanie dowcipy o teściowej!
Tak się zastanawiamy - jak się czuje dorosły człowiek, wiedząc, że jest pogardzany i wyciągając rękę po drobne?