Justyna Kowalczyk odważyła się niedawno na bardzo odważny i szczery wywiad. W rozmowie z Gazetą Wyborczą wyznała, że cierpi na depresję i nie pomagają jej żadne kombinacje leków. Jedynie skupienie na sporcie umożliwiało jej codzienne funkcjonowanie. Zobacz: "Mam już DOŚĆ UDAWANIA i KŁAMSTW! Mam STANY DEPRESYJNE"
W jej ślady postanowił iść Olaf Lubaszenko. Aktor, który od dawna zmaga się z otyłością, wyznaje w dzisiejszym Newsweeku, że ważył aż 135 kilogramów (!) i także musiał skorzystać z pomocy specjalisty.
Otyłość i depresja to dwie siostry bliźniaczki – mówi na łamach tygodnika. Depresja różnie przebiega u różnych osób. Niektórzy są w stanie długo funkcjonować, inni od czasu do czasu, a jeszcze inni wcale. Uważa, że człowiek jest gruby, bo lubi żreć i pić, a jest smutny, bo może ma jakieś problemy, ale jakby się ”wziął za siebie”, to by się wszystko wyprostowało, chociaż nie bezpośrednio.
Przestałem wychodzić z domu, spotykać się z ludźmi. Zamykałem się. Przez lata nie poszedłem do żadnego lekarza. Wydawało mi się, to minie, że wróci radość życia. W wieku 36 lat zachorowałem na chorobę zakaźną wieku dziecięcego i wtedy waga się posypała zupełnie. Wcześniej nie było tragedii, było około 100 kilo i mogłem funkcjonować normalnie. Z ust światłych przyjaciół słyszałem: "Jakbym cię wziął, k…, do pionu, to zaraz by ci przeszła depresja". Właśnie nie. To choroba, która wymaga leczenia. Wyznanie Justyny Kowalczyk przesuwa granice szczerości w tej kwestii. To dobrze, wreszcie zaczniemy o tym rozmawiać.
Lubaszenko wspomina też, że zaczęło się od niepowodzeń finansowych:
W latach 90. miałem mnóstwo roboty, rola za rolą. Potem zacząłem reżyserować filmy i okazało się, że to dla mnie olbrzymi wydatek emocjonalny. Czułem się odpowiedzialny za wynik finansowy filmu, chociaż nie bezpośrednio. Obciążał mnie jego odbiór, czasem krytyka, czasem duża krytyka.