Czynności wyjaśniające pochodzenie taśm, na których nagrano prywatne rozmowy urzędników państwowych, biesiadujących z warszawskiej restauracji Sowa i Przyjaciele, nadal trwają, ale Krzysztof Rutkowski już wszystko wie. W rozmowie z Super Expressem, zapewnia, że przeprowadził wizję lokalną w saloniku, w którym Marek Belka i Bartłomiej Sienkiewicz zjedli kolację za 2 tysiące złotych.
Ktoś zamontował dyktafon najpewniej pod środkową nogą stołu, przy którym rozmawiali - wyjaśnia były detektyw. Przemawia za tym fakt, że na taśmach bardzo dobrze słychać odgłosy sztućców i talerzy, więc urządzenie rejestrujące musiało być bardzo blisko owych polityków. Jeśli służby nie potrafią zbadać dobrze miejsca czy nie mają dobrych urządzeń do tego, to ja bardzo chętnie im je udostępnię!
To jeszcze nie wszystko. Rutkowski zapewnia, że zna sprawę od dawna.
Jakieś dwa miesiące temu mój współpracownik dostał ofertę kupna tych taśm. Sprzedający domagał się za nie 20 tysięcy złotych - ujawnia. Dodaje, że złożył już zeznania w tej sprawie.
Oprócz nogi od stołu drugim prawdopodobnym miejscem ukrycia podsłuchu wydaje mu się wnęka ze sprzętem elektronicznym. m.in odtwarzaczem płyt, wzmacniaczem i kablami.
To też byłoby dobre miejsce na podsłuch. Ktoś mógł ukryć urządzenie pośród sterty tej elektroniki - wyjaśnia Rutkowski. Jedno jest pewne: rząd i służby wykazały się totalną nieodpowiedzialnością i Tusk po czymś takim powinien podać się do dymisji.
Przypomnijmy, że w "VIP roomie" restauracji podsłuchano też podobno wiele gwiazd: PODSŁUCHIWALI Dodę, Górniak i Rozenek?!