Nie piszemy zwykle o polityce ani,z małym wyjątkiem, o aferze podsłuchowej, ale na ten wywiad trudno nie zwrócić uwagi. Skompromitowany był minister Platformy Obywatelskiej i miłośnik drogich zegarków, Sławomir Nowak, postanowił pożalić się na swój ciężki los w tygodniku Tomasza Lisa. Jak przystało na polityka, za nic nie przeprasza i przekonuje, że jest "zaszczutą", niewinną ofiarą polityki.
Nowak skompromitował się między tym, że nie potrafił się wytłumaczyć ze swojego luksusowego zegarka. Twierdzi, że kupili mu go rodzice, odkładając przez lata z małej renty i emerytury... W restauracji Sowa & przyjaciele stwierdził z kolei, że 50 tysięcy, z których rozliczeniem ma problem jego żona, to "niewielkie pieniądze".
Mam świadomość tego, co mi zrobiono z życia, jak je zrujnowano - żali się teraz w Newsweeku.
Dalej dowiadujemy się, że Nowak postanowił wykorzystać pieniądze zarobione w polityce, żeby "rozpocząć wszystko na nowo":
Koniec pewnego etapu, pewnego fragmentu życia, poważnego fragmentu. Mam 40 lat, ale może to właśnie jest dobry moment, żeby rozpocząć wszystko na nowo.
Cały zeszły rok byliśmy przesłuchiwani, sprawdzani, ja dostaję zarzuty, akt oskarżenia etc - żali się. I nagle kolejna ponadstandardowa kontrola. Można mieć obawy, czy to rzeczywiście nie jest jakiś plan zniszczenia nas. Może i histeria, paranoja, ale zaszczuty człowiek ma różne myśli.
Żonie jest ciężko, ale robi dobrą minę do złej gry - dodaje. Jest dzielna i jestem z niej bardzo dumny. Ciężko jest też dzieciom.
Nowak nikogo oczywiście nie przeprasza. Przeciwnie - "ma wewnętrzne przekonanie", że zrobił wiele dla kraju:
Nie, nie mam poczucia, że zawiodłem. Mam wewnętrzne przekonanie, że wiele dobrego zrobiłem dla Polski jako polityk. Na pewno nie zrobiłem nic złego z jakąś własną intencją, co kazałoby mi powiedzieć: "Przepraszam, zawiodłem was". Nie, nie przepraszam i nic złego nie zrobiłem. Wierzę, że kiedyś to się jakoś wszystko wyjaśni i odzyskam reputację.