Ojciec Damięckiego jeździł po szkołach i wyciągał pieniądze od młodzieży już w latach 80-tych. Kazał im nawet przychodzić na spotkania ze sobą w... soboty!
Wiemy, że starzy i brzydcy ludzie są mniej interesujący niż młodzi i przystojni, ale przeczytajcie, to świetna historia. Pokazuje jaką etykę i wartości chłonął Mateusz Damięcki od małego i w czyje ślady idzie:
Poruszyliście moje bardzo złe wspomnienia z wizyty Pana Macieja Damięckiego w mojej szkole podstawowej - wspomina nasza czytelniczka. Aż trudno w to uwierzyć, ale ten "wielki artysta" taki sposób zarobkowania praktykował już jakieś 25 lat temu. Pamiętam jak na apelu szkolnym dyrekcja zapowiedziała przyjazd "wielkiego aktora". Ja osobiście nie znałam tego pana.
Spotkanie przypadało na dzień wolny od szkoły - sobotę i kosztowało też około 5 ówczesnych złotych. Jak się okazało, pomimo zapłaconych pieniędzy za występ była bardzo mała frekwencja. Dyrekcja szkoły była oburzona i zorganizowała apel szkolny. Na apelu dowiedzieliśmy się, jacy jesteśmy niegrzeczni, niewychowani i że przynieśliśmy wstyd. WIELKI AKTOR przyjechał z Warszawy do miasta 25 km pod Warszawą a my co, nie przyszliśmy? Dyrektor zapragnął wynagrodzić Damięckiemu tę niezręczną sytuację i zaprosił go ponownie... na najbliższą sobotę!
Po raz kolejny musieliśmy więc zapłacić za występ. Obecność była obowiązkowa, a każda klasa musiała dodatkowo zakupić kwiaty ze składek klasowych. Zapamiętałam tę sytuację i nazwisko Damięcki, gdyż pamiętam doskonale złość moich rodziców, że znowu muszą płacić za takie bzdury, a w domu się nie przelewało jak u każdego. To były lata 80-te.
Była Uczennica Szkoły Podstawowej Nr 2 w Karczewie
Wyobraźcie sobie, w czasach gdy wszyscy ledwo wiązali koniec z końcem, Damięcki kazał płacić dzieciom za obowiązkowe, sobotnie (!) spotkania ze sobą. Nie miał nawet na tyle godności, by zrezygnować z naciągania ich po raz drugi, gdy nie przyszli, pokazując, że mają go gdzieś.
Przypomnijmy - w tym sam samym czasie wg doniesień Dziennika Damięcki jako agent "Bliźniak" donosił na swoich przyjaciół - Daniela Olbrychskiego, Marka Kondrata, Piotra Fronczewskiego i Gustawa Holoubka. Sam przyznaje, że współpracował z komunistami. Dziennik donosi, że trwało to aż 16 lat, podczas których aktor odbył aż 76 spotkań z oficerami komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Damięcki tłumaczy się tym, że "mocno używał wtedy alkoholu" i po pijaku spowodował wypadek. Obiecano mu zwrot prawa jazdy w zamian za obietnicę donoszenia na znajomych.
Ciekawe czy o tym też będzie opowiadał podczas swoich najbliższych wykładów.