Miniony rok nie należał do łatwych w małżeństwie Anny Marii Jopek i Marcina Kydryńskiego. Relacje między nimi popsuła publikacja zdjęć z romantycznego spaceru piosenkarki po sopockiej plaży z jej współpracownikiem Krzysztofem Herdzinem. Mąż uniósł się wtedy honorem i zapowiedział podobno, że to koniec. Herdzin tymczasem naciskał ponoć na wspólne zamieszkanie. Ania, która najwyraźniej szukała tylko trochę urozmaicenia, przestraszyła się konsekwencji. Pogodziła się z mężem, obiecując mu, że nigdy już nie spotka się z Herdzinem prywatnie. A przynajmniej nie pozwoli się z nim sfotografować. Podobno jednak uczucie między nimi nie wygasło.
Kydryński uważa jednak, że już wszystko załatwione i że są z Jopek znowu "idealnym małżeństwem". Jak informuje Fakt, namawia ją nawet na dziecko "na zgodę". Synowie pary są już nastolatkami, więc Kydryński uznał, że obowiązki przy nowym dziecku dobrze zrobią Ani.
Marcin przekonuje ją do adopcji - zdradza w rozmowie z tabloidem osoba z otoczenia pary. Chce mieć jeszcze jedno dziecko, więc pomyślał, że w ten sposób mógłby odmienić czyjeś życie.
Kydryński zaproponował jej sprowadzenie dziewczynki z Afryki. Jopek jednak nie zapaliła się do tego pomysłu.
Anka boi się odpowiedzialności - ujawnia jej znajoma. Obawia się, że nie mogłaby być mamą na sto procent, bo ciągle pracuje, a dziecku trzeba poświęcić dużo uwagi. Ale Marcin ją przekonuje, że to tylko scementuje ich związek.
Przypomnijmy, co Marcin pisał o dziewczynkach z Afryki, które nazywa "pachnącymi miodem 12-letnimi czarodziejkami":
Prawdę mówiąc od pierwszej mojej wyprawy do północnej Afryki mam pewną słabość do małych Arabek. "Czarodziejki"... - powiedział o nich Adam rano przy promie, kiedy dziewczynka może dwunastoletnia, z figlarnie opartą na biodrze ręką patrzyła na niego z żarem, przed którym nie ma ucieczki. To dobre słowo, czarodziejki. W Dajr al-Madinie odnalazłem wśród oblepiających mnie dzieci takie śliczne małe zwierzątka. Miałem w portfelu kilka banknotów. Może trzy funty. W hotelu dwudziestopięciofuntówki. Je uszczęśliwia funt, nawet dwadzieścia pięć piastrów. Przychodziły mi do głowy myśli występne, że za dwudziestkę mógłbym taką pachnącą miodem, śniadą dziewczynkę wziąć do swojego hotelu i pieścić przez wiele godzin. Świństwo, ale potworną miałem na to wówczas ochotę.