Tomasz Stockinger od 6 lat nie pojawił się na dużym ekranie. W rozmowie z tygodnikiem Twoje Imperium aktor wyjaśnia, że taka jest cena finansowej stabilizacji, którą zapewnia mu stał rola w Klanie.
W życiu, również zawodowym, nie można mieć wszystkiego - tłumaczy czytelnikom tabloidu. Nie można intensywnie grać w serialu i równocześnie mieć pretensje do świata, że nie dostaje się głównych ról w kinie. Ja zdecydowałem się na "Klan" i wiem, że płacę cenę w postaci izolacji od kina bardziej artystycznego, wielkoekranowego. Wiem, że reżyserzy patrzą na mnie nie jak na Stockingera, ale jak na Pawła Lubicza.
Przed tym wyborem staje w Polsce wielu aktorów. Niektórzy po latach wspomnianej przez Stockingera izolacji decydują się zacząć wszystko od nowa. Stockinger nie kryje, że taka decyzja też ma swoje zalety.
Gdybym kiedyś zdecydował, że nie chcę już grać w tym serialu, z pewnością podjąłbym odpowiednią decyzję. Nikt mnie tu nie trzyma na siłę. Zyskuję to, że należę do fajnej i zgranej ekipy. "Klan" ma swoją wierną publiczność. Na co dzień odczuwam sympatię i spotykam się z życzliwością ze strony telewidzów i to jest bardzo miłe. Chcę przebywać i pracować w dobrym towarzystwie. W tym zawodzie jest tak, że albo się jest na salonach, czyli gra się w dobrych tytułach, dobre role, z dobrymi aktorami i dla dobrej publiczności, albo niestety trafia się z deszczu pod rynnę. Mnie zależy na tym pierwszym.