Agnieszka Włodarczyk podczas tegorocznego Festiwalu Gwiazd często się przebierała. Jednego dnia udało jej się zaprezentować aż 3 sukienki. Aktorka z dumą podkreślała, że dwie z nich pochodzą z lumpeksu i kosztowały w sumie 2,5 złotego. Włodarczyk przekonywała, że można się dobrze ubrać za grosze. Jak się okazuje, to nie do końca prawda. Kreację na czerwony dywan wybrała już bardziej tradycyjnie. Tym razem nie ryzykowała sukienkami z lumpeksu, lecz postanowiła zaufać projektantowi.
Jedwabna suknia z rozcięciem, w której pozowała jak Angelina Jolie, pochodzi z kolekcji Grzegorza Kasperskiego i kosztuje 6400 złotych.
Ta wiadomość, zdaniem Faktu, trochę burzy wizerunek Włodarczyk jako osoby oszczędnej i mające zdrowe podejście do oficjalnych imprez.
Cóż, aktorce zależało na opinii kobiety, która nie wariuje na widok markowych ubrań i błyskotek - komentuje tabloid. Od kiedy ma gorszą prasę po rozbiciu związku Mikołaja Krawczyka i Anety Zając, a propozycje pracy przestały spływać, aktorka zaczęła ocieplać swój wizerunek. Ale gdy nosi się ciuch wart miesięczną wypłatę kilku osób, trudno uchodzić za wzór cnót, a już na pewno nie za oszczędną gospodynię.