Kilka miesięcy temu w sieci było głośno o historii rapera związanego z Wu-Tang Clanem, który odciął sobie penisa, a następnie wyskoczył z balkonu w Los Angeles. Lekarze nie byli w stanie go przyszyć. Andre Johnson zniknął ze sceny muzycznej i nie wypowiadał się na temat incydentu - aż do teraz.
Po długim milczeniu muzyk udzielił wywiadu magazynowi E!, w którym tłumaczy swoją "motywację".
Odciąłem go, bo był źródłem wszystkich moich problemów. Rozwiązaniem ich było zrozumienie, że seks jest dla śmiertelników, a ja jestem bogiem. Takie czynności przysporzyły mi problemów, a ja przybyłem tutaj, żeby być bogiem - wyjaśnia raper. Nie chciałem się zabić. To była moja odpowiedź dla demonów. Próbowały wszystkiego, żeby się do mnie dobrać, ale pozostanie przy życiu pozwoliło okrzepnąć moim myślom. Najważniejsze, że żyję, z penisem czy bez penisa.
Wypowiedź muzyka sugeruje, że nie jest do końca poczytalny. Sam przyznaje, że bierze narkotyki i był pod ich wpływem podczas okaleczenia, ale nie miało to na niego negatywnego wpływu. To jego oryginalne przekonania miały być powodem, że ludzie uważali go za wariata.
Tak, byłem tej nocy pod wpływem narkotyków, ale miałem nad wszystkim kontrolę - mówi Andre. Ludzie postrzegają mnie jako szalonego, więc nie wypowiadałem się na ten temat.