Bogusław Kaczyński sidem lat temu doznał poważnego udaru niedokrwiennego mózgu. Z perspektywy czasu ocenia, że miał wielkie szczęście, że nie skończyło się gorzej. Kilka dni temu wylewu krwi do mózgu dostał ponoć Krzysztof Globisz. Stało się to podczas czytania Martwych dusz w studiu radiowej Dwójki. Mimo że menedżerka aktora zapewnia, że nic takiego nie miało miejsca, przyznaje, że Globisz przebywa obecnie w jednym z warszawskich szpitali. W zeszłym tygodniu na oddziale neurologii odwiedziła go żona. Zobacz: Globisz przejdzie poważną operację? Fakt: "Jego stan jest ciężki"
Życzę panu Globiszowi ogromnej wytrwałości w walce z chorobą i niezachwianej wiary w wyzdrowienie - mówi w rozmowie z Faktem Bogusław Kaczyński. To jest najważniejsze. Wyzdrowienie może oznaczać powrót do dawnej formy albo tylko i aż możliwość życia na tym świecie. To są straszne rzeczy, czasem ktoś się z tego nie podnosi i umiera. Ja to wszystko wiem z autopsji. Wyobrażam sobie, co czuje jego rodzina, bo widziałem takich sytuacji setki. Rodzinie życzę odwagi w towarzyszeniu Krzysztofowi Globiszowi w tych trudnych chwilach.
Jak przyznaje Kaczyński, po latach zrozumiał, że mogło skończyć się znacznie gorzej.
Dziękuję ci, Panie Boże, za to, że zesłałeś na mnie taką właśnie chorobę. Mogłeś zesłać taką, że leżałbym, nie wiedząc, jak się nazywam i byłbym kłodą drzewa do końca życia - mówi w tabloidzie. A ja kuśtykam, ale mogę przejść, funkcjonuję w jakiś sposób. Mogę sam umyć się w łazience i mogę sam pójść do toalety. Pan Bóg oszczędził mi też mowę, co jest sensem mojego życia, oraz pozostawił mi elektroniczną pamięć. To był szczęśliwy wypadek, a nie nieszczęśliwy**.**