Dostać Porsche w prezencie to same kłopoty. Przekonała się o tym niedawno Ania Guzik. Nie dość, że naraziła się na nienawiść zazdroszczącej jej (sama już nie ma szans na dobry samochód) Beaty Tyszkiewicz, musiała zapłacić 20 tysięcy złotych podatku, to jeszcze nadeszła zima (a właściwie jesień) i jej kabriolet zrobił się niepraktyczny. W dodatku boi się parkować nim na mieście. Nie dziwimy się, ktoś może go przecież zarysować, albo ukraść znaczek. To Warszawa nie Zurich, błyszczące samochody lepiej parkować w monitorowanych garażach i na prywatnych posesjach.
Ania Guzik postanowiła więc nie dodawać sobie zmarwień, schowała swój samochód w bezpiecznym miejscu i dalej jeździ taksówkami. Naszemu informatorowi udało się sfotografować ją, gdy wysiadała z "taryfy" w centrum Warszawy.
Sądzimy, że Ania spróbuje pozbyć się kłopotu i sprzedać samochód, jak wrzawa ucichnie. Jest tak antygwiazdorska, że nie wiedziałaby, jak z tego auta korzystać. A zresztą, Porsche spełnia swoją rolę tylko wtedy, gdy ludzie wierzą, że cię na nie stać. W innym wypadku to właśnie balast wywołujący jedynie zazdrość i agresję.