Od czasu przegranej w sądzie pracy z Janem Englertem z powództwa Grażyny Szapołowskiej minęły już prawie dwa lata, emocje jednak jeszcze nie opadły. Mimo że aktorka i dyrektor Teatru Narodowego przyjaźnili się od lat, Szapołowska nigdy nie darowała mu tego, że wyrzucił ją z pracy za udział w Bitwie na głosy, zaś kiedy jego żona, Beata Ścibakówna, występowała w programie Gwiazdy tańczą na lodzie, zmieniał grafik całego teatru, żeby było jej wygodniej.
Aktorce nie udało się jednak udowodnić w sądzie swoich racji. W dodatku środowisko teatralne odwróciło się od niej. Koledzy mieli jej za złe, że nagłaśnia sprawy, które powinny, ich zdaniem, być załatwiane w zamkniętym gronie.
Ponieważ polski show biznes nie jest duży, Szapołowska i Englert ciągle na siebie wpadają. To stwarza niezręczne sytuacje. Ostatnio okazało się, że wybrali też ten sam termin na urlop w Juracie, gdzie spędzają wakacje od lat. Na deptaku udawali, że się nie znają.
Widać było, że dużo ich to kosztuje, ale Grażynka nie przełamie się - komentuje w tygodniku Rewia znajomy obojga aktorów. On także nie jest skory do pojednania, bo uważa, że zrobił co należy do dyrektora teatru.
_
_